piątek, 21 grudnia 2007

Donald żuje gumę.




Temat dla macherów ze szkła kontaktowego.
Uśmiechnięty Donald Tusk żuł gumę podczas uroczystości obalenia granic.
Serwisy internetowe donoszą, że Donaldzik Tusk został przyłapany na żuciu gumy “podczas oficjalnej uroczystości z okazji wejścia Polski do strefy Schengen”. Nasz premier wypluł gumę na krótką chwilę przed podaniem ręki witającemu się z nim urzędnikowi.

"Donald Tusk podczas przemówienia Angeli Merkel kilkakrotnie zbliżał rękę do twarzy maskując drapanie, po czym przy czwartym podejściu pozbył się gumy."
http://wiadomosci.onet.pl/1663033,11,item.html
Według sms-owej sondy szkła kontaktowego, prowadzonej według standartów Tomaszka Lisa, Donald Tusk wyżej wymienioną gumę:
schował do kieszeni.
rzucił na ziemię
przykleił Angeli do rękawa za to, jak się z nim oschle obeszła podczas ostatniej wizyty.
połknął, nasz premier nie zrobiłby czegoś takiego jak nieobyte kaczory. Według naszej sondy sms-owej, takie “niegodne” dywagacje wobec szalenie POpularnego premiera, są PO prostu nie na miejscu.
Właśnie tak, a nie inaczej zagłosowało 99.9% naszych widzów.

Dziękujemy państwu, żegnamy się z państwem tratata....

Przypominamy, że od nowego roku nastąpi zmiana formuły programu, mniej będziemy się zajmować polityką, więcej innymi tematami. Skoro w polityce jest dobrze, to PO co krytykować, tylko dla krytykanctwa?

czwartek, 20 grudnia 2007

"Donald nie jest krwiożerczy"


Nasz uśmiechnięty premier Donald zapowiadział dziś, że w pierwszym tygodni stycznia spotka się z obecnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Być może będzie to ostatnie spotkanie z panem Kamińskim jako szefem CBA.

Donald zapewnił uśmiechniętych dziennikarzy, że „dużo zależy od przebiegu tego spotkania, ja nie jestem typem krwiożerczym” Donald przyznał, że wolałby współpracować z szefem CBA, który „walczyłby z korupcją, a nie politycznymi konkurentami”.Donald Tusk potwierdził, że zapoznał się z raportem na temat CBA, opracowanym przez bohaterską Julkę Piterę od Forda. Aby nie pozostawić wątpliwości wyjaśnił, że raport Pitery „utwierdził go w przekonaniu, że szef CBA powinien precyzyjnie wyjaśnić, dlaczego wielu Polaków miało wrażenie, że służył bardziej partii rządzącej niż rzeczywistej walce z korupcją.”

Zgodnie z harmonogramem styczniowym odwołanie Kamińskiego nastąpi tuż przed przejęciem mediów i dekaczyzacją w prokuraturze. Miejmy nadzieję, że PO nie zacznie zapełniać więzień jak to grożą posłowie POLiD-u w czasie debat sejmowych. Z pewnością spać spokojnie będą mogli sędziowie, którzy w stanie wojennym sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości i niezależności. Bo zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego nie będzie można im uchylić immunitetów. W ten właśnie sposób niemożliwe staje się postawienie im jakichkolwiek zarzutów przez IPN.
Sąd Najwyższy uznał, że komunistyczni sędziowie musieli stosować dekret o stanie wojennym, bo nie mogli sprawdzić, czy łamie on konstytucję, czy nie.
Panowie i panie z PełO, możecie być dumni dołączyliście do światłych obrońców „ludzi honoru”. Dzięki waszym rządom już dzisiaj: kaci i ich mocodawcy mogą spać spokojnie. Od stycznia odetchną mafiozi i złoczyńcy czyli będzie „Irlandia”, albo raczej Rywinlandia.

wtorek, 18 grudnia 2007

Powrót normalności

Jest już „nowy styl” w prokuraturze, otóż nowa pani prokurator apelacyjna w Katowicach, Iwona Palka, która zajęła miejsce wyrzuconego Tomasza Janeczka zawezwała wszystkich swoich zastępców, naczelników wydziałów, a także szefa prokuratury okręgowej na krótką przemowę. Wszyscy niecni „kaczyści” usłyszeli od Palki, że albo sami napiszą podania o przeniesienie na inne stanowiska, albo będą zwolnieni z pracy w trybie natychmiastowym. Pełna miłości i uśmiechu pani Palka nakazała się spakować także wstrętnej sekretarce byłego szefa prokuratury apelacyjnej, co to się wysługiwała przeszłemu reżymowi. (słusznie, niech „bydło zna swoje miejsce).
Jak powiedział dziennikowi.pl jeden z katowickich śledczych:
"Największe upokorzenie spotkało naszego byłego szefa. Został skierowany do wydziału postępowań sądowych, tak zwanej sądówki, czyli miejsca, gdzie przekłada się papierki. Przeniesiono go tam, mimo jego próśb, że chce nadal prowadzić śledztwa, bo był zawsze prokuratorem liniowym"
"Zwykle w takich wydziałach pracują prokuratorzy, którzy nie nadają się do prowadzenia śledztw. A on deklarował, że z wielką chęcią obejmie funkcję nawet w najmniejszej prokuraturze rejonowej, byle mógł pracować, jak do tej pory. Ale spotkał się z odmową. To było dla nas wszystkich jak policzek".
Prokuratorzy ci, prowadzili głośne śledztwa w czasach gdy w Polsce rządziły ciemne siły Ziobry. W tej chwili takie śledztwa jak, m.in. tajnych kont polityków lewicy, sprawy fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego i kasjera lewicy Petera Vogla, a także mafii węglowej i sprawy podejrzenia Barbary Blidy o korupcję, oraz śmierci górników w kopalni Halemba, zostaną przejęte przez innych, bardziej obiektywnych prokuratorów.
Rzeczniczka prokuratury apelacyjnej w Katowicach Bożena Jaworek-Kaziród nie chciała mówić o sprawie. "W tym roku nie przewidujemy zmian" - odpowiadała na każde pytanie.
No pewnie zmiany nastąpią od stycznia 2008 roku, niech nikt nie twierdzi, że chłopaki i dziewczyny nowego ministra nie potrafią zręcznie obróć kota ogonem. Do nowego roku zostało, phi... jakieś 2 tygodnie?
Nieszczęsny Zbigniew Ziobro jeszcze nie zrozumiał, że wróciło stare, a i on wkrótce stanie przed prokuratorem miłości.
"To jest horrendum jak z Mrożka. Jak można tak szykanować i upadlać ludzi, to skandaliczne marnowanie potencjału prokuratorów. Jak można było odmówić prokuratorowi, który chce prowadzić śledztwa. Chciał pracy cięższej i na pierwszej linii, tam, gdzie mamy w Polsce największe braki. I skierowano go do sądówki? Teraz widać, jak prawdziwe jest oblicze polityki miłości panów Ćwiąkalskiego i Tuska. To tak, jakby wykwalifikowanych kardiochirurgów z czystej zemsty skierować do pracy na izbie przyjęć".
Do sądówki "zesłano" także prokuratora krajowego Dariusza Barskiego i szefa wydziału przestępczości zorganizowanej prokuratury krajowej. Oj mafia się cieszy, nareszcie będzie porządek w tym kraju. Minęła noc kaczyzmu, nastaje nowy, piękny i uśmiechnięty dzień.

Podobne czystki nastąpią wkrótce na stranowiskach prokuratorów apelacyjnych w Łodzi, Białymstoku, Wrocławiu i Gdańsku. Powrót normalności w prokuraturach datuje się już od 12 grudnia, wtedy to nowy minister Ćwiąkalski wyrzucił pięciu prokuratorów apelacyjnych awansowanych przez Ziobrę. Swoje funkcje stracili szefowie prokuratur apelacyjnych z Warszawy, Krakowa, Katowic, Lublina, Rzeszowa oraz stołeczny prokurator okręgowy, a szykują się jeszcze dalsze zmiany. Pozostaje się tylko cieszyć z takich pozytywnych zmian.
No nic dziwnego, że PO wygrała w zakładach karnych. Nie dziwią uśmiechnięte facjaty właścicieli III RP, wróciła „normalność”, czyli Rywinland. I to jak szybko. Dobrze, że w tych wyborach polski naród dorósł do demokracji, budujemy drugą „Irlandię”, aby wszystkim, żyło się lepiej.

poniedziałek, 17 grudnia 2007

Polska to potęga.

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapewniał szefa BBN-u Władysława Stasiaka, że Polska „na dzisiaj” posiada gotowy i uwzględniony z partnerami wojskowymi w Iraku i USA harmonogram wycofywania się z interwencji irackiej.
Oboje panowie politycy są zecydowanie przekonani, że osiągnięcie kompromisu między rządem a pałacem jest "blisko".
Według Stasiaka to "bardzo dobrze, że prezydent dostanie wniosek rządu ws. misji wraz "z uzasadnieniem i odpowiedzią na pytania, które zostały postawione". Także szef Monu-u pan Klich wyrażał zadowolenie ze spotkania, a samą rozmowę z wysłannikiem prezydenta określił krótko jako "istotną, potrzebną i pożyteczną".
Ostatecznie wychodzimy z z Iraku 31 października, a według obu polityków jest to konkretny gest w kierunku sojusznika amerykańskiego.
Jeśli więc zgodnie z zapowiedziami rządu i prezydenta rozpoczniemy „wyjście z Iraku” w pazdzierniku 2008 r., a w Czadzie według premiera Tuska trafimy już wiosną tego samego roku, to 2008 rok zapisze się w historii jako rok trzech wojen jednocześnie. Ostatni taki „gorący” czas, to chyba wojny Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dzięki polityce Donalda Tuska staliśmy znowu potęgą. I niech nie kraczą kaczory, że Tusk nie potrafi prowadzić polityki międzynarodowej, potrafi i to z jakim rozmachem. Wprawdzie armie te słabowite, ale trzeba rodzielić siły na 3 różne fronty: Irak - 900, Afganistan - 1200, Czad - 350, razem 2450 żołnierzy. Jesteśmy potęgą to i stać nas na to? Czyż nie? Tylko gdzie są ci wszyscy „dziennikarze” ujadający na złych kaczorów, przecież są to de facto interwencje w imię interesów innych państw: Francji, Niemiec i USA. Po co jedziemy w takim razie do Czadu? Jakie mamy tam interesy? Czemu wysyła się polskich chłopaków, żeby ginęli dla francuskich interesików? Czy ktoś spytał o zdanie to polskie „bydło”? Gdzie jest nasz fachowiec od dyplomacji pan Bartoszewski? Gdzie światowiec „afganiec” Sikorski?Czy wymogła to na Tusku „wskrzeszona” dyplomacja Geremka i salon europejski? Czemu zabiegamy o względy Francuzów, tak jak kiedyś zabiegaliśmy o względy USA?
Przypomnijmy sobie, że według umów międzynarodowych UE nie jest organizacją powołaną do przeprowadzania operacji wojskowych, dlaczego więc unia wysyła polskie oddziały do francuskiej kolonii w Afryce? Co Polacy mają do roboty w Czadzie? Czy ktoś mi to potrafi wyjaśnić? Najlepiej któryś z dziennikarzy Gazety Wyborczej.
"Jak panna nie jest ani ładna, ani posażna, to przynajmniej musi być sympatyczna". Wystarczy tylko na nią gwizdnąć....

"Dla dobra Polski"


Od słynnego expose naszego Donalda Roześmianego minęło już dobrych parę tygodni. Czy pamięta jeszcze ktoś o obietnicach Tuska co do „stylu” rządzenia i „zmian” a’ la PO? Miało być tak bardzo europejsko, czysto i klarownie. Miało być demokratycznie i "dla dobra Polski". A jak jest naprawdę?


W ciągu tych paru tygodni od przejęcia władzy, PO dokonało błyskawicznych „czystek” w urzędach wojewódzkich (do tej pory wycięto ponad połowę urzędników „średniego-szczebla” na których ledwie padło podejrzenie o sympatie z kaczystami). Oczywiście takie bzdety jak powiedzmy: kwalifikacje kandydatów, konkursy, rzetelność, czy chociażby uczciwość nie są zupełnie brane pod uwagę. Liczy się tylko jedno, wyciąć PiS do korzenia. (tak jak to genialnie radził nasz pokojowy noblista, przyszły „mędrzec ełropy”).

Po spektakularnych czystkach w ABW, policji, prokuraturze, czy PZU, następne w kolejce będą media, CBA, oraz wszędzie tam gdzie koalicja PO-PSL-LiD może odwołać urzędników państwowych. Platforma oficjalnie zapowiada także rychłe konkursy na członków rad nadzorczych Totalizatora Sportowego, a także Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Następne tygodnie przyniosą następne zmiany. Interesujące są reakcje mediów, o ile wyrżnięcie prezesów Pzu wzbudziło jakąś tam reakcję nawet wśród siepaczy GW-ej, to działania ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, są po prostu „odpolitycznianiem prokuratury”. A wszystko to, aby Polakom żyło się lepiej.
Z kolei według zjednoczonej koalicji medialno-politycznej inne wymiany, tudzież czystki są konieczne dla „dobra Polski”. I tak dla przykładu,wymiana członków od słodkich konfitur, czyli rad nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa, jest także „odpolitycznianiem” przez cywilizowaną koalicję PO-PSL. Zasada stosowana w dialektyce GW-ej jest tak prosta jak budowa cepa: gdy PO robi to samo, za co wcześniej krytykowało się siepaczy z PiS-u, to robi się to dla dobra Polski i zgodnie z zasadami demokratycznymi. Gdy PiS, jako partia bolszewicko-faszystowska, robiła to samo, co teraz robi PO, to wybuchała histeryczna kanonada, że Polska jest „zawłaszczana przez kaczystów z PiS-u”.


Czyli Nihil novi, ewentualnie come back to 1997, albo nawet, ho ho Polski 1995. Tylko prezydent nie ten, ale się go zmieni, też dla „dobra Polski”.


Tylko panowie dziennikarze przestańcie już pisać o „polskiej demokracji”, dobrze? Kto wam w to uwierzy, ci którzy już dawno wyjechali do Irlandii, czy może ci, którzy się właśnie pakują?

piątek, 14 grudnia 2007

"Przewrót kopernikański"


Nasz genialny i bardzo lubiany w unii premier Donald Tusk, (najlepszym dowodem była ta niedawna wizyta w Berlinie) pytany przez dziennikarzy o kulisy „lizbońskiej wizyty” oznajmił z radością, że polska delegacja otrzymała gratulacje za wysiłki poprawy stosunków z Rosją.
"Odbieraliśmy szczere i autentyczne gratulacje i podziękowania za próbę otwarcia i poprawiania relacji z Rosją”
"Wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że z wielką ulgą przyjęli fakt, że Polska może być ciągnącą stroną i dodającą energii, jeżeli chodzi o poprawę stosunków UE-Rosja, szczególnie wtedy, kiedy są one w kryzysie".
Jest więc to kolejny ważny sygnał, że staliśmy się „ciągnącą stroną i dodajemy energii”. Tak sobie myślę, że dodamy jeszcze więcej energii, gdy pozwolimy Rosjanom mieszać się w naszych wewnętrznych sprawach, a zwłaszcza w naszej rodzimej „energii”. Ewentualnie się tej „energii” pozbędziemy na rzecz cwańszych i bezwzględniejszych Rosjan, przy oklaskach europejskich salonów.
Druga drobna uwaga panie Tusk, Merkelowa nie uważa chyba, że kontakty tandemu Niemcy-Rosja są w jakimś tam kryzysie, skoro robi z Putinem gazowe interesy. Na które pan nie masz żadnego wpływu, prawda?
Słuchając „rozważań” uczonych dziennikarzy zastanawiam się dlaczego procesy podporządkowani polskiej polityki i wyzbywania się suwerenności opisują oni w kategoriach „sukcesów dyplomacji”. Dlaczego oczywisty paraliż polskiego MSZ-tu, a nawet świadome działania polskiego premiera służące wyzbywaniu się tych mechanizmów, które pozwoliłyby Polsce niezależną politykę, są reklamowane jako „skuteczna polityka”. Czy udało się nam coś załatwić w Niemczech? Czy sami skutecznie nie stawiamy się teraz w pozycji „chłopca do bicia”, przy kolejnych szykanach i grozbach Moskwy? Czy jest naprawdę powód, aby z odblokowania eksportu polskiego mięcha do Rosji, pisać tyle „pochwalnych” dyrdymałów?
Prawda jest taka, że rosyjska i niemiecka polityka realizuje swoje cele w Europie nie oglądając się za bardzo na interesy Czech, Estoni, czy „Irlandii”. W tym teatrze Tuskowi przypisano rolę uśmiechniętego statysty, który godzi się na wszystko. Taka jest gorzka prawda.


Jeśli chodzi o polskich dziennikarzy, to ich ostatnie analizy polityczne, bliższe są średniowiecznym wyobrażeniom o tym, że ziemia jest płaska. Ale cóż można wymagać od ludzi, którzy dla kariery i w ramach osobistej autocenzury obawiają się wyjść przeciwko „jedynie słusznym poglądom”. Pozostaje jedynie mieć własne zdanie i czekać na krach tej osławionej „Irlandii”, który prędzej, czy pózniej sam nastąpi. I to obojętne, w jaki sposób będą pisać o Kaczyńskich nasi „obiektywni dziennikarze” w ciągu następnych paru lat.
Jeśli chodzi o dziennikarzy GW-czej, tak reklamujących rządy Tuska, to radziłbym skupić się na prostej obserwacji nieba: gdzie slońce wschodzi, a gdzie zachodzi, i co z tego wynika. To tak na początek, żeby się bidoki w ferworze dyskusji znowu "nie pomylili", tak jak to często bywało od 1990 roku.

środa, 12 grudnia 2007

13 grudnia 1981 roku, Czas Apokalipsy




13 grudnia 1981 roku, czy potrzebne jest wiele słów, wystarczy jedno czarno-białe zdjęcie. Zdjęcie ukazujące beznadziejność polskiego narodu w tym dniu. Taki polski „Czas Apokalipsy”. Co mogą zrobić cywile przeciwko tankom? Co mogą zrobić kobiety i dzieci, gdy stają wobec uzbrojonych zomowców i żołnierzy. Jakie upokorzenie mogą czuć mężczyzni? Upokorzenie i strach, pomieszanie ze wstydem, a jednocześnie ze wstrętem do siebie samych, że się tak boją się tych czołgów, które 10 lat temu strzelały do bezbronnych cywilów.
W 1981 roku miałem 14 lat, tego dnia skończyło się nieodwołalnie moje dzieciństwo. Zaczęły się ponure dni stanu wojennego. Najpiękniejsze lata mojej młodości, jednego dnia zamieniły się w szarawo-drętwy koszmar zdychania komuny. Codziennej godziny policyjnej, strachu w szkole, strachu na ulicy, poczucia gniewu i upokorzenia gdy legitymował mnie kolejny zomowski patrol. Te głupie pytania, gdzie mieszkam, gdzie idę, po co, do kogo, niedopowiedziane grozby. Poczucie stłamszenia i lęku. Tak narodziło się pojęcie „dzieci stanu wojennego” (ktoś mądrzejszy tak nas właśnie określił), młodych chłopaków i dziewczyn, codziennie tresowanych w tym straszliwym baraku obozu socjalistycznego, jakim była Polska.
Zdawaliśmy test z człowieczeństwa podczas codziennego legitymowania, stania w kolejkach za chlebem, comiesięcznego rozpędzania demonstracji, straszenia i poniżania.
Następne lata były przepełnione kafkowską depresją, kolejkami po ochłap mięcha, emerycką nędzą, powszechną beznadzieją, kłamstwami, propagandą i urbanowskim szyderstwem. Polska lat 80-tych to szary kraj popadający w ruinę, kraj z którego uciekał każdy kto mógł, kraj w którym dziewczyny sprzedawały się gościom hotelowym za 5 dolarów i prosiły żeby ich tylko „stąd zabrać”. Polska, gdzie wszystko przestawało mieć sens i znaczenie, a wódka była na kartki. Kraj tragiczny i zakłamany, tak jak i obecna pamięć o tym, co się wtedy naprawdę wydarzyło.




I jeszcze jedno.Nie pier....lcie, że czerwony jerenał Jaruzelski „zrobił nam dobrze”. Kłamstwa o inwazji ZSRR to dziś fakty historyczne, poparte opracowaniami historycznymi. Prawda jest taka, że stan wojenny to pomysł Jaruzelskiego. ZSRR w roku 1981 był uwiązany w Afganistanie, nie mógł sobie pozwolić na wojnę domową w Polsce, groziło to rozpadem imperium.
Jaruzelski mógł negocjować bardzo dużo dla Polski i Palaków, pod jednym tylko warunkiem. Musiałby by być Polakiem. Jednak nie był Polakiem, Jaruzelski był przede wszystkim komunistą, czerwonym namiestnikiem, los jego własnego narodu niewiele go wtedy obchodził. Najważniejsza była partia i ZSRR.
Jaruzelski to zdrajca, i takim go właśnie zapamięta historia.

wtorek, 11 grudnia 2007

Wierszyk

Wierszyk, który chodzi sobie po necie:

Za Piterę co kocha lewusków
Wielbimy Cię Tusku
Za Platformę pełną nerwusków
Wielbimy Cię Tusku
Za Waldka obrońcę KRUZ-ków
Wielbimy Cię Tusku
Za tanie przeloty do brukselskich tuzków
Wielbimy Cię Tusku
Za Bronka co jamajską prasę czyta w łóżku
Wielbimy Cię Tusku
Za podróż rządową w ciasnym autobusku
Wielbimy Cię Tusku

Cdn.

niedziela, 9 grudnia 2007

Rzucam rękawicę "obrońcom" ministra Ćwiąkalskiego.

Pytania (z jajem) na blogu Zbigniewa Girzyńskiego.
Zbigniew Girzyński poseł klubu parlamentarnego PiS zadał parę interesujących pytań nowemu ministrowi „sprawiedliwości” Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu. Oto one:· Czy planuje Pan Minister przeznaczenia na aukcje charytatywne innych mogących się cieszyć sporym zainteresowaniem przedmiotów związanych z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości?
· W szczególności chciałem dowiedzieć się jakie są szanse nabycia oryginału napisanej przez Pana Ministra ekspertyzy na rzecz znanego lobbysty Marka Dochnala?
· Czy istnieje możliwość licytacji pióra, którym podpisywał Pan opinię prawną dla Ryszarda Krauzego?
· Jakie są szanse na pozyskania na cele charytatywne togi w jakiej reprezentował Pan poszukiwanego od kilkunastu lat byłego prezesa firmy Biofrem Tomasza Wróblewskiego?
· Czy nie zechciałby Pan przekazać na cele dobroczynne kopii umowy zawartej z Pana klientem byłym senatorem Henrykiem Stokłosą?
· Doceniając zaangażowanie Pana Ministra w działalność charytatywną i z pełnym uznaniem dla Pana dotychczasowego dorobku zawodowego, który zawiódł Pana na szczyty prawniczej hierarchii i funkcji Ministra Sprawiedliwości pragnę zapytać czy byłaby szansa na uzyskanie dla potrzeb charytatywnych innych cennych pamiątek dotyczących Pana kariery zawodowej? Wdzięczny byłbym zwłaszcza za możliwość pozyskania Pana legitymacji członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a także za podpisy protokołów egzekutyw prowadzonych przez Pana jako Sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR na Uniwersytecie Jagiellońskim?
Patrząc na wczorajsze dyskusje na blogach (w tym na moim) "dotarło" do mnie, jak wielu jest obrońców nowego ministra. Może więc, koledzy (koleżanki) blogerzy "proreżymowi" wypowiecie na temat tych prostych pytań? Udowodnijcie mi proszę, że jest to właściwa osoba na tym stanowisku.
Rzucam Wam rękawicę!
Czekam. Pistolety nabite, sekundanci gotowi, karetka czeka.

sobota, 8 grudnia 2007

Rozmowa osobista

Jarosław Kaczyński zaprosil swych eks-wiceprezesów na osobistą rozmowę. Kazimierz Ujazdowski , Ludwik Dorn i Paweł Zalewski są nadal zawieszeni w prawach członków partii, ale jak podkreśla wielki strateg: "Jest podstawa do rozmowy". Kaczyński dodaje też: „chcę szybko zakończyć tę sprawę.”
Wczoraj za Kaczyńskim głosowało 85 procent działaczy czyli 810 osób z 1020 delegatów. W tajnym glosowaniu tym tylko 50 delegatów było przeciw, a 77-miu wstrzymało się od głosu. Dzialacze PiS-u w zdecydowany sposób poparli prezesa.
Z Takiego obrotu sprawy byl wyraźnie zadowolony nasz genialny prezes PiS-u. Ten „przykry incydent trzech zbuntowanych wiceprezesów” (zgrabne porównanie nie powiem) Kaczyński chcialby zakończyć już w przyszłym tygodniu. "Być może wybaczę jawnogrzesznikom" uroczo zażartował zly kaczor. Ciekawe co dalej? „Buntownicy” dostaną naganę i pogodzą się z realiami? Chyba nie mają za bardzo wyjścia. Patrząc na to co wyrabia POPSL, to nie czas żalować Zalewskich, gdy Pawlakowie podpalają Polskę. Ale co na to tefalen i nasi „obiektywni” dziennikarze? Przecież wieszczono już koniec PiS-u i „śmierć” IV RP. Nie tak szybko.

Politka za czasów Platformy.


Polityka za czasów Platformy.
Zacznijmy od deklaracji nowego szefa MSZ-u Radka Sikorskiego w sprawie „nowej polityki wschodnej”: „Nowy polski rząd jest gotów podjąć konsultacje z Rosją w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy”
„Akceptujemy Rosję taką jaka jest i chcemy robić z Rosją interesy”.
Nie sądze, żeby komuś byly potrzebne komentarze, co do tego co tak naprawdę powiedzial R. Sikorski. Wychodzi na to, że my (Polacy) PO prostu „akceptujemy Rosję taką jaka jest”. Nie trzeba nikomu przypominać jaka jest polityka Rosji wobec Polski od ponad 5 lat. Nie wspomnę o terrorze politycznym w Rosji i grozbach pod adresem europejskich stolic. Nie tak przecież dawno, prezydent mocarstwowej Rosji Władimir Putin, groził calej Europie, że w przypadku rozmieszczenia „tarczy” w Polsce i Czechach rosyjskie glowice nuklearne zostaną „nastawione” na europejskie metropolie. Ale czy to takie ważne, my akceptujemy Rosję taką jaka jest.
Co w temacie bezpieczeństwa energetycznego ma do powiedzenia PO?
Wedlug wicepremiera Waldemara Pawlaka „Kommiersant Daily” zle przetlumaczyl jego wypowiedz, z której to wynikało, że rosyjskie firmy bez żadnych problemów przejmą polskie przedsiębiorstwa energetyczne. Zobaczymy co Donek zaproponuje Rosjanom w zamian za sprzedaż „polskiej padliny” (jak to pogardliwie określają nasi prijaciele ze wschodu).
Zdrada Ukrainy, państw Baltyckich i Gruzji.
Ukladny premier Tusk zapowiedzial, że polski rząd nie będzie już dłużej blokował negocjacji na temat przyjęcia „demokratycznej” Rosji do OECD. Cóż to oznacza? Po pierwsze oslabia naszą pozycję lidera w tej części Europy. Państwa, które tradycyjnie szukaly w Polsce oparcie wobec dyktatu Moskwy, zostaly zdradzone i skazane na „petenctwo” u klamki Berlina. Warszawa pojednawczo wycofuje się z „aktywnej polityki”, kosztem nie tylko swoich interesów, ale zdradzając naturalnych sojuszników Warszawy. Pewnych szkód nie uda się naprawić w ciągu następnych lat, bo politykę miedzynarodową buduje się latami, a nie zmienia raptem o 180 stopni. Tusk i Sikorski poprzez swoją chaotyczną i nieprzymyślaną „strategię” roztrwaniają to co budowala Fotyga (obojętnie czy się ją lubi, czy nie) w ciągu ostatnich 2 lat. Polska bez oporów i „pokornie” przyjmuje pozycję berlińskiego wasala, zdając się na „pozytywne” decyzje na osi Berlin-Moskwa.


Przedziwna polityka Sikorskiego to logika jednostronnych ustępstw i wzięcie na siebie winy „zlych stosunków polsko-rosyjskich”, a także swiadoma marginalizacja polityki polskiej. Nie wiadomo do końca w imię czego. Wszystko to przy klace polskojęzycznych mediów i poklasku rozbawionych Niemców i Rosjan. Polacy pojęli jakie jest ich miejsce w rodzinie cywilizowanych narodów i „siedzą cicho”.
Trzeba jeszcze dodać, że premierowi Tuskowi zależy na tym, aby prowokować konflikty i ciągle oslabiać pozycję PiS-owskiego prezydenta, który ma odmienną wizję polityki zagranicznej. Wewnętrzne polskie konflikty, tak ochoczo eksponowane przez media, doskonale wykorzystają dyplomaci z Brukseli, Berlina i Moskwy.
Jeśli spojrzymy na historię Polski, to widzimy jak wiele zgubnych decyzji podjeli „nieodpowiedzialni politycy” (nie chcę tu użyć bardziej dosadnego slowa, które ciśnie się na usta) doprowadzając w ostateczności do marginalizacji i upadku państwa polskiego. Jeśli 3 tygodnie wystarczyly platformie na poczynienie takich szkód, to w jakim stanie będzie wyglądać państwo polskie za 4 lata?

piątek, 7 grudnia 2007

Rozmowa której tak na prawdę nie było


Rozmowa której tak na prawdę nie było.
Donald Tusk szuka wsparcia u swego nowego mentora Leszka Millera, jak podały portale internetowe. Wspaniale: miłość, miłość i jeszcze raz miłość.
Tajna ta rozmowa odbyła się w tak zwane „czteryje głaza” i trwała troszeczkę około godziny.
O spotkaniu Donaldzika z Leszkiem M., tym samym który jest powiązany z sitwą mająca Polskę w d... , nie miały pojęcia lemingi z wierchuszki PO. Chociażby taka nieważna minister „czegoś tam”, jak Julka Pitera.
Sama bohaterska „Julka od Forda” opisuje to mniej więcej tak: "Byłam wczoraj w kancelarii prawie cały dzień. Ale nic nie wiem o spotkaniu. Nie widziałam tam Millera". Może miał czapeczkę niewidkę, albo Julka jest niewidoma? W sumie Julka nie jest ważnym ministrem, więc nie musi się wszystkim interesować, może czytała w łazience gazetę?
"To dziwne, że jeżeli do spotkania doszło, to nikt z pracowników kancelarii o tym nie mówił. Przecież Miller jest rozpoznawalny i jeśli był w kancelarii, to na pewno ktoś go musiał widzieć". Dziwne, prawda, bohaterska Julka miała nas bronić przed mafią, przestępcami, a tu myszy pod nosem harcują. Ciekawe czy tylko udaje, czy naprawdę jest taka .... mądra.
Sprawę zaciemniał również pan poseł Janusz Palikot: "To niemożliwe. Znam pana premiera. Nie wierzę, że spotkał się z panem Millerem, bo niby po co?"
Jak to po co, chłopaki z „nocnej zmiany” muszą się naradzić co do dalszych planów. Co powiedzieć w Moskwie, z kim się skontaktować, co robić w sprawie kaczora prezydenta. Kto wie być może Leszek miał szczegółowe instrukcje dla Donka co do wizyty moskwieskiej, wiadomo długi trzeba spłacać, a platforma zadłużyła się PO uszy, u kogo tylko się dało. No mniejsza o to.
Donek jedzie do Moskwy, czarno to widzę, sprzeda Polskę za uścisk pogardliwego Putina. PO wizycie Donek przedstawi nam dwie nowe inicjatywy Donalda, tfu Putina: zgodę na rurę w zamian za świńską padlinę i zablokowanie tarczy antyrakietowej. Jak się będzie Donek starał to może wujek Putin da Donaldowi lizaka i łaskawie Poklepie PO pleckach. Polskojęzyczne media ogłoszą z pewnością „genialne otwarcie polityczne Donalda i umocnienie pozycji Polski w Europie”. To się panowie nazywa polityka, to jest ten „new style”. Ważne, że w Berlinie i Moskwie „sikają za Donaldem”, a w Polsce „sikają” wykształciuchy.

"Agresja" medialna i salon


Przez nasz salon-24 przetacza się obecnie dyskusja (od ściany do ściany), na temat „agresji i poziomu dialogów na blogach wśród blogerów”. W samym swym pierwotnym założeniu salon miał się stać miejscem, gdzie ludzie o różnych poglądach będą mogli „porozmawiać”. Skonfrontować się z argumentami drugiej strony. Dlaczego więc dyskusja „nie jest możliwa”?

Moim skromnym zdaniem, dyskusji w salonie nie można rozważać jako czegoś co dzieje się w próżni. Zwłaszcza, że takowa próżnia polityczna nie istnieje, sama zaś mityczna wolność słowa, to okres, powiedzmy sobie, ostatnich 3-4 lat. Nasilenie pluralizmu poglądów i dyskusji na tematy polityczne to zwłaszcza mroczne czasy dykatury „złych kaczorów”. Przypomnijmy, że w „złotych” latach 90-tych monopol na prawdę miała wyłacznie redakcja GW, podpierana opiniami sprzymierzonych „autorytetów medialnych”. Gorset tego co wolno myśleć i pisać trwa zresztą do dzisiaj, a sami dziennikarze poddają się ochoczo zabiegowi „autocenzury”. Autocenzura i próby kneblowania wolności wypowiedzi to także realia ostatnich 2 lat, Czego najlepszym przykładem jest sposób, w jaki samo środowisko dziennikarskie potraktowało dziennikarzy z Rzepy, gdy ci nie włączyli się w medialną nagonkę antypisowską. Jakie epitety i złośliwe przytyki spotkały redakcję i dziennikarzy Rzepy nie muszę nikomu przypominać. Dlaczego „artyści IV władzy” potraktowali tak chamsko i bezpardonowo swoich kolegów po fachu? Odpowiedz jest prosta, „bydlaki” z Rzepy mieli i mają swoje własne zdanie na temat sytuacji politycznej w Polsce, niepytani o zdanie wypełzli ze swoich „mrocznych jaskiń” i pisali o pariotyzmie, Polsce, o zgrozo nawet o polityce. Nie pytając się o zdanie głównych kapłanów III RP, tak jak i pozostałe 5 milionów „bydła”, które śmiało zagłosować na PiS, wbrew temu, że głosować na PiS, „to tak jak poprzeć faszyzm.”
I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy, kwestii przekazu i wolności słowa, moim skromnym zdaniem blogerzy nie są poddani tym samym naciskom, którym ulegają „czerwoni dziennikarze”, w swoim zamkniętym środowisku pismackim, tu nie ma tej swoistej „politycznej poprawności a’ la GW. Blogerzy na chamskie odzywki i prowokacje reagują w ten sam sposób, tu nie ma tej nie pisanej reguły, że ci z PiS-u muszą wszystko znosić w spokoju, ze wszystkiego tłumaczyć i dać sobie kopać w 4 litery. Rozjuszona tłuszcza, którą Żakowscy, Paradowskie, „autorytety” i artyści typu facet o czerwonych włosach, przekonali, że „wywalić całą swoją nienawiść” na pisuarach jest „cool”, wpadają we wściekłość, gdy atakowane ofiary się bronią, ba mają „moherskie” argumenty, których nie można tak łatwo wyśmiać. Często blogerzy, którzy ulegli iluzji GW-ej nie mogą pojąć, dlaczego nie górują intelektualnie i merytorycznie nad PiS-owskim „bydłem”. Przecież sondaże potwierdzają, że wyborcy PiS-u, to intelektualne dno.

Wracając do pierwotnego pytania: dlaczego normalna dyskusja „nie jest możliwa” w salonie? Czemu tu tyle agresji?
Ja mam prostą odpowiedz, to sami dziennikarze, „obiektywne” media i prasa są winne tej „agresji”, tego ciągłego podgrzewania nastrojów, i to nie tylko w salonie, w każdej dziedzinie życia. Dlaczego? Schemat się sprawdził, wyborcy w ciemno zagłosowali na partię bez programu, PO wygrała wybory i następuje restauracja III RP, a ostateczne zwycięstwo wydaje się bardzo blisko.... Tylko na czym to zwycięstwo ma polegać? Na zakneblowaniu oponentów, ocenzurowaniu i zaszczuciu? To ma być ta wyśniona „Irlandia”.

W momencie, gdy tzw. salon odzyskuje TVP, mnożą się grozby pod adresem Rzepy, dziennik wyborczy lawiruje wężykiem między prawą i lewą, działacze PO grożą i pohukują na niepokornych publicystów, niejeden z blogerów zadaje sobie pytanie jaka jest przyszłość „wolności wypowiedzi” w Polsce. Czy już za rok wrócą minione lata 90-te, wraz z ich upiorną logiką, korupcją i zakłamaniem?

Zadziwia w jaki sposób GW, tefałen, POsat, dziennik wyborczy, czy Polityka opisują rzeczywistość. Tradycyjnie „bije się” tylko w PiS, krytykuje się tylko PiS, „nienawidzi się” tylko PiS, wyśmiewa się tylko „moherów i pisuarów”, a ten kto ma odrobinę przyzwoitości i tego nie uczyni, automatycznie podlega dziennikarskiej anatemie.

Jaka jest więc przyszłość salonu? Taka sama jak polskiej polityki i polskich mediów, czarna.

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Korupcja w PiS-ie






PO raz kolejny „reżymowa” "Polityka" i tropiąca afery PiS-u Julka Pitera gawędzą na temat straszliwej korupcji w rządzie kaczofaszystów.Polityka: Nie wiedziała pani, że płacący służbowymi kartami ministrowie poprzedniego rządu byli najlepszymi klientami najdroższych warszawskich restauracji? Julia Pitera: A skąd miałam wiedzieć? Zresztą korzystali z tego nie tylko ministrowie. To jest pani zdaniem korupcja? Oczywiście. W ten sposób szefowie korumpują podwładnych. Kupują ich wierność w zamian za przywileje opłacane z budżetu.Opublikuje pani wyciągi z kart kredytowych poprzedniego rządu? Będzie z tego opublikowany oficjalny raport. To nie są tajne informacje. Art. 11 ustawy o finansach publicznych mówi, że finanse publiczne są jawne.Sensacja, Julka Pitera odkryła jak szefowie PiS-u korumpowali podwładnych. Kupowali ich wierność POprzez przywileje opłacanymi z budżetu, czyli obiadki w najdroższych restauracjach! Będzie tematu na cały rok, a ile radości, ile złośliwości i żarcików w szkle kontaktowym. Ile żeru dla lemingów z PO i histerycznych mediów, ile powodów dla onanistycznej agresji dla pismako-matołków.
W czasach, gdy 99% kredytów udzielanych czerwonej mafii nie była spłacana Polityka milczała. Gdy upadały banki, rozkradano majątek narodowy, gdy żołnierze WSI i czerwoni bonzowie parcelowali wszystko co można było ukraść w tym kraju Polityka milczała. Tak rodził się kapitalizm dla wybranych według Gazety Wyborczej i Polityki.
Dzisiaj w wywiadzie z Julką Piterą, Polityka odkryła przerażającą korupcję, obiadki w najdroższych restauracjach! Gdy próbowano powołać komisję bankową, która miała zbadać jak miliardy dolarów wyparowały z polskich banków Polityka wraz z GW twierdziła, że to „oszołomstwo”, „lepiej zapomnieć o tym co się działo w latach 90-tych”, nie wolno czepiać się światowych „ałtorytetóf” (Leszka B. i fundacji pana S.). Cała Polska odetchnęła z ulgą, gdy siepacze Ziobry zostali wdeptani w ziemię i wrócili prawowici namiestnicy.




Dzisiaj odkrywa się korupcję na nowo, czyli obiadki w najdroższych restauracyjkach. Brawo!!! Ciekawe, gdzie stołują się dziennikarze Polityki, oraz politycy koalicyjni: PO-PSL-LiD?
Trzeba powiedzieć wyraznie, cokolwiek zrobili kaczofaszyści było złe!
I taka to jest właśnie ta mediokracja dla lemingów i ćwierćinteligentów, teraz przez następne pół roku będzie się piętnować wypaczenia PiS-u.
W międzyczasie brukselski namiestnik będzie latał LOT-em, Grzesiek będzie kręcił lody, Ewka sprywatyzuje służbę zdrowia przez upadłość, a ruski agent sprzeda polską strefę Putinowi. Wszystko przy błogosławieństwie Brukseli, która dobrze życzy "Irlandii" jak donoszą polskojęzyczne media.
Mam przeczucie, że Polska jest w rękach "mrocznych sił", a plan podporządkowania "Irlandii" postępuje według diabolicznego, ale dobrze przygotowanego planu. Są wprawdzie dwa lata opóznień, ale widać, że nowa ekipa robi wszystko, żeby nadgonić opóznienia. Wesołych Świąt.

czwartek, 29 listopada 2007

POwrót fachowców


POwrót fachowców, czyli ukłony w kierunku korporacji pana Krauze.
Znana działaczka Elżbieta Chojna-Duch została powołana przez premiera Tuska na stanowisko wiceministra w Ministerstwie Finansów.
Kim jest pani Ela? Elżbieta Chojna-Duch była wiceministrem finansów w rządzie SLD-PSL w „złotych” latach 90-tych, gdy szefem resortu "finansów" był inny „cudowtórca” Grzechu Kołodko. Pani Ela pomagała Grześkowi Kołodce również w burzliwym roku 2002-gim. Tym razem pani Chojna-Duch zajmie się w resorcie finansów „rachunkowością i audytem”, niewykluczone też, że będzie sprawowała nadzór nad departamentami prawnymi, jak donosi Rzepa.
http://www.rp.pl/artykul/5,72975.html
Jest to kolejny już strzał w dziesiątkę naszego operetkowego premiera. Mężem pani Eli jest niejaki Jacek Duch, który był na początku lat 90-tych w kierownictwie firmy komputerowej Oracle. Jeśli to nic czytelnikowi nie powie, to dodam, że Jacek Duch jest bezpośrednio powiązany z panem Krauze, ba był prezesem firmy Prokom Internet i członkiem zarządu Prokom Software.
Pomyślmy sobie teraz jak to będzie w tej „Irlandii”. Otóż żonka dobrego znajomego „Ryśka” (Ryszarda Krauzego), tego samego, którego nagrało PiS-owskie CBA, będzie zajmować się w resorcie finansów „rachunkowością i audytem”, a nawet jest szansa, że będzie sprawowała nadzór nad departamentami prawnymi !
Co ty na to Watsonie? Śmierdzi?
Przecież to jest jedna wielka komedia. Robi się kolejny raz z polskich helotów ... idiotów. Co na to dziennikarze?
Pismaki podkuliły ogony i siedzą cicho. Panuje POkój i dobro, nie ma więc co się narażać. Do następnego kaczora może upłynąć następne 18 lat, kto wie, może Polski i tak już nie będzie?
Każdy pismak ma kobietę, mieszkanie i samochód, normalka. Pisanie prawdy to same kłopoty, a żyć przecież trzeba, bez pracy bryndza. Nie wiadomo jakie ciemne siły stoją za tą platformą (te w kraju i zagramanicą). Lepiej napisać coś "fajnego" na temat nowego rządu i premiera...
A układu ani śladu jak to pisze jeden baran na swoim blogu. Zresztą takich pół-inteligentów i „matołków fiki-miki” liczy się na 50% potencjalnych wyborców. Człekokształtnych zresztą.
Ale mamy fajny ten nowy rząd, no nie...?:)

Wyrzynanie watah.


"Wyżynanie watah", czyli zawłaszczanie państwa według PO. Nowo mianowany prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych odwołał wszystkich (!) dyrektorów wojewódzkich oddziałów ZUS w całej Polsce.
Sposób był prosty, prawie jak w średniowieczu, nieświadomi podstępu dyrektorzy zostali zaproszeni na szkolenie, dotyczące problemów osób niepełnosprawnych. Według zapowiedzi szkolenie miało trwać trzy dni i zakończyć się galą w Warszawie. Dziś, już w pierwszym dniu spotkania dyrektorzy spotkali się z prezesem ZUS. Nowy prezes, na dzień dobry, wręczył wszystkim odwołania. Według nowego prezesa związkowcy OPZZ składali skargi na dyrektorów, a to spowodowało zwolnienie dyscyplinarne.Jedna z odwołanych dyrekterów, Elżbieta Śreniawska (kielecki ZUS) zaprzeczyła, że były jakiekolwiek skargi ze strony OPZZ, a także innej centrali związkowej, co do jej działalności.
Czy po tej spektakularnej czystce, ( nowy szef odwołał wszystkich (!) dyrektorów wojewódzkich oddziałów ZUS w całej Polsce), pojawiły się niechętne komentarze w mediach?
Gdzie są ci wszyscy fałszywi obrońcy państwa, gospodarki i społeczeństwa? Gdzie czerwone paski w tefałenie, gdzie alarmujące nagłówki w sprzymierzonych gazetach, gdzie gorące apele o nieposłuszeństwo wobec faszystowskich zapędów zachłannej władzy?
Czy PO "zawłaszcza państwo", łamie takie czy inne "zasady", neguje "porządek demokratyczny"? Czy PO robi coś złego? Dlaczego taka cisza medialna?
A może stosuje się podwójne standarty wobec swoich i obcych? Jaka jest ta prawda, o czym wolno, a o czym nie wolno pisać w "IV władzy"? Gdzie ten "układ", jest czy też go nie ma?
Komentarz, nie wydaje się być konieczny od momentu gdy wygrała platforma.
Cdn.

środa, 28 listopada 2007

Zły PiS


Jarosław Kaczyński oświadczył dzisiaj, że poseł Antoni Macierewicz w dalszym ciągu jest kandydatem PiS do sejmowej speckomisji.
Odniósł się także wobec języka miłości platformy:
„Narzucanie partii opozycyjnej kogo ma skierować do komisji jest całkowicie niedopuszczalne”.
"Poseł Macierewicz dalej jest kandydatem do speckomisji, choćby dlatego, że - całkowicie niedopuszczalne, choć wpisujące się w plan 'putinady' - jest narzucanie partii opozycyjnej kogo ma kierować do jakiejś komisji”.
I tu po raz kolejny widać jak wielka jest różnica między spolegliwym i „miłosnym” językiem PO, a awanturniczym językiem złego kaczora. PO raz kolejny widać, że zły kaczor nie potrafi pogodzić się z wynikiem wyborów. Niedopuszczalne jest też, to że Kaczyński upiera się przy kandytaturze „chorego z nienawiści” Macierewicza. Jak długo trzeba tłumaczyć „bydłu”, że skończyły się czasy gdy PiS miał prawo do publicznej wypowiedzi. Te koszmarne dni to już przeszłość i nie będzie do nich powrotu.
Spec-komisja obraduje obecnie w okrojonym 4-osobowym skłdzie (nie ma w niej przedstawiciela PiS, słusznie), i wydaje się że jest to najlepsze wyjście w demokratycznej III RP. Partia miłująca Obłudę nie zgodziła się też na zmniejszenie liczebności członków w spec-komisji do 4 osób, (wówczas każdy klub miałby jednego posła) choć sama wysunęła wcześniej takową propozycję.
Powodem jest to, że skończyły się już czasy, gdy opozycja decyduje o tym kogo mianuje do spec-komisji. Teraz nastały czasy miłości i "prawdziwej", a nie PiS-owskiej demokracji. To PiS jest zły, a dobra PO, każde telewizyjne dziecko to powie, dlatego premier Tusk nie odstąpi od zasad demokracji parlamentarnej.


Kochajmy się i "wyżynajmy watahy", w tej naszej "Irlandii".
Uwaga, klaszczemy!!! Na raz, dwa, trzy...

poniedziałek, 26 listopada 2007

"Cud"


Trzej byli wiceprezesi PiS-u: Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i Paweł Zalewski, nie wezmą udziału w grudniowym kongresie Prawa i Sprawiedliwości.
Napoleon Kaczyński, pytany przez „zawodowych” dziennikarzy, czy marszałkowie: Dorn, Ujazdowski i Zalewski będą uczestniczyć w kongresie PiS, odparł rzeczowo i jednoznacznie: "nie".Co powiedział jeszcze Jarosław, otóż niezbyt dużo: „nie odwieszę ich, bo już toczy się postępowanie dyscyplinarne i jako prezes partii straciłem nad tym kontrolę”. Ile jest w tym prawdy, a ile prawdy dla „dziennikarzy” i publiki, wie tylko sam dowodzący strateg.


Życzę dobrze PiS-owi (wie to każdy, kto czyta od czasu do czasu mojego bloga), ale to co robi prezes PiS-u nie rokuje dobrze PiS-owi jako alternatywie dla PO (zresztą cząstkowe sondaże to potwierdzają). Jeśli PiS miałby się w przyszłości stać nowoczesną partią, coś na kształt partii Republikańskiej w USA, to potrzebuje ludzi z partyjnych skrzydeł, takich jak Zalewski, Marcinkiewicz, czy Marek Jurek. Kaczyński podejmując taką, a nie inną decyzje. traci szansę zbudowania wielonurtowej partii, która jest w stanie współpracować z różnymi środowiskami w Polsce.
Czy mam rację, czy nie, to się okaże już w następnych miesiącach. W tej chwili czeka PiS sondażowy zjazd w dół. Moim zdaniem na własne życzenie, bo i Zalewski z Dornem, to nie żadni „buntownicy”, a i dyskusja w samym PiS-ie nie musi być od razu nazywana „zdradą”. Nikt w gruncie rzeczy nie kwestionuje władzy prezesa. Chodzi bardziej o wewnątrzpartyjną dyskusję, tak to przynajmniej widać z daleka. Jeśli Kaczyńskiemu zależy na zdecydowanym wygraniu następnych wyborów, to powinien otworzyć się na środowiska, które są w centrum wahań politycznych. Nie może to być, takie tylko liczenie na wahadło wyborcze, albo wpadki PO, bo po drodze może zdarzyć się tysiąc nieprzyjemnych niespodzianek.


Dlatego tak ważna jest obecność w PiS-ie takich twarzy jak: Zalewski, Polaczek, czy Ujazdowski, ale o tym J. Kaczyński zdaje się zapominać.
Wygląda, że POpulista Tusk jest szczęściarzem. W polskiej polityce anno domini 2007, nie tylko pomagają mu media, ale także sam Kaczyński. Mogę nie mieć racji, ale tak na dzisiaj, nie wygląda to zbyt dobrze, ani dla prezesa Kaczyńskiego, ani dla PiS-u, a tym bardziej dla Polski.


Cała ta polska polityka budzi obawy. Do dyplomacji, dzięki Sikorskiemu wracają absolwenci MGIMO (absolwenci rosyjskiego wywiadu), prokuratura uniewinnia Mazura, sytuacja w ministerstwach sprawiedliwości i MSW przypomina „wyrzynanie watah”, wracają do władzy sitwy i układy z lat 90-tych. Znowu na grillach i „spotkaniach” będzie się kręcić lody i Rywinować. Na dłoni widać jak potężna jest siła właścicieli III RP, i jak ogłupiony i zmanipulowany jest naród lemingów głosujących na antypis. Ale czy można to zmienić w jeden dzień, skoro w Polsce rządzą ci sami ludzie od ponad 18 lat? Czy można mieć pretensje do "lemingów", które się wpatrzyły w tefałen i zasłuchały w "autorytety fiki-miki"?
Pozostało nam tylko modlić się o prawdziwy „cud”, bo „cud Tuska”, to nie „cud”, tylko rządy „demonicznej szarańczy”. Czyli "Irlandia". Biada Irlandczykom i tym w POlsce i tym w Irlandii.

niedziela, 25 listopada 2007

Czy Wrocław straci szansę na Expo 2012?


Czy Wrocław straci szansę na Expo 2012?


Platforma już rządzi, ale nikomu z platformerskich bonzów nie chciało się jechac jutro do „dalekiego Paryża”. Nasz ulubieniec Bogdan Borusewicz (ten sam, który uwalił Romaszewskiego w senacie) nie będzie reprezentował Wrocławia w staraniach o Expo 2012.


Według dziennika "Polska", marszałek Senatu stwierdził, że do Paryża miał jechać "z łapanki", ponieważ nie było innych chętnych platformersów. PO, która tradycyjnie słynie z pracowitości i odpowiedzialności wysłała do Paryża niezawodnego Bogdana Zdrojewskiego, który jest, ministrem kultury w rządzie Donka. Zdaje się, że nikt inny nie był dostępny na telefonie, przecież weekend mamy.Nasz ukochany premier Donald Tusk powiedział pismakom, że "sprawy wagi państwowej" nie pozwalają mu jechać do Paryża. Prawdopodobnie musi zrobic zakupy w sklepiku na rogu i pooglądac ligę mistrzów.

Chłop się napracował w tym tygodniu, tak że od wolnego weekendu wara! Musi kiedyś odpocząc. Ważne, że Donek nagrał wypowiedź, w której zachwala kandydaturę Sopotu, tfu.. Wrocławia. Z pewnością to wystarczy, przecież media go kochają to i zagranica też.


Tylko gdzie jest tefałen, gdzie dziennikarze, gdzie nasz gospodarz salonu, który sygnalizował w Rzepie, że Wrocław traci szansę na Expo 2012?


Moim skromnym zdaniem, Tusk powinien siedziec w Paryżu od soboty, aby Wrocław dostał obiecane Expo 2012. Takie wyróżnienie dla Wrocławia, to nie tylko wielkie pieniądze, ale też nowoczesne inwestycje i darmowa reklama dla całej Polski. Jednak indolencja premiera Tuska i jego ekipy spowoduje to, że Wrocław tę okazję straci.
Dośc powiedziec, że nikt z najwyższych władz państwowych, nie będzie reprezentował Polski w czasie podejmowania decyzji. Wszystko to może sprawić, że szanse starego piastowskiego miasta zmaleją do zera. Tusk jadąc do Paryża (a nie do Sopotu), miał doskonałą okazję wypromowania swego rządu w Polsce i za granicą, a także wymuszenia pozytywnych decyzji od europejskiej biurokracji na fali walki z kaczyzmem. Wiadomo, pupilkowi Brukseli trudno byłoby odmówic. Pokazałby też nasz Donald, jakim to cwanym i twardym jest POlitykiem. Lepszym od złych kaczorów, to na pewno.
A może Donald już dostał sygnał z Brukseli: Euro przyznane, stop, jedz do Sopotu na weekend, stop, dobry Donek, stop. To jak się zachowuje tefałen i prezydent Wrocławia w tejże stacji, budzi we mnie wielki niesmak. Tego nie da się normalnie komentowac, nóż się w kieszeni otwiera.
Co by to było, gdyby podobna sytuacja zdarzyła by się w czasach kaczyzmu? Niech każdy sobie odpowie.

poniedziałek, 19 listopada 2007

Brochwicz


W czasie dyskusji z blogerami o poglądach PO-wskich, uświadamiam sobie dlaczego tak obawiam się rządów PO.
PO to taka atrapa, za którą stoją pulkownicy WSI: Miodowicz, Sienkiewicz, czy Brochwicz. To partia do wykonania konkretnych zadań, prywatyzacji i "interesów".
Zlowrogo brzmią slowa, które wyrzekl JarKacz w sprawie warunków koalicji POPiS: „Nasz warunek jest jeden: nie wpuścimy tam ludzi pokroju Sienkiewicza, Miodowicza czy Brochwicza, bo wiemy, z kim mamy do czynienia. Nie będzie w Polsce rządów pułkowników z naszym udziałem”.
Najbardziej niepokojące jest to, że to wlaśnie środowisko Brochwicza ma tak mocne karty w ręku, że jest w stanie zaszachować większość polityków w PO. No i chyba nie tylko w PO, skoro z takim przestrachem mówią o nim byli szefowie/e sztabu Cimoszewicza. Pamiętają Jarucką i inne "ciemne" zagrywki.
Brochwicz to nie byle kto, gościu zasiada w radzie nadzorczej Biotonu, firmy, której głównym współwłaścicielem są Ryszard Krauze, a także inni znani POlacy z Irlandii.
Co będzie celem PO, to chyba oczywiste, zniszczenie PiS-u, za wszelką cenę i wszystkimi środkami. Dlatego taka nerwówka wokól CBA i akt WSI. Dlatego też Tusk odda im na tacy glowę Kamińskiego, i to już wkrótce. Jak pan (Brochwicz) każe, sluga musi.
Cdn.

Ministerstwo Prawdy i "Irlandia"


W latach osiemdziesiątych, czasach stanu wojennego czytalem Orwella, zwlaszcza zaś jego „Rok 1984” (pamiętam, że czytalem Orwella nomen omen wlaśnie w roku 1984-tym).
Za czasów junty ociemnialego generala, wydawało mi się, że duszę się w świecie opisanym przez Orwella. Te same brudne, ciemne ulice, to samo przerażone, upodlone spoleczeństwo. Poczucie braku sensu, braku przyszlości, wszechorganiające poczucie kafkowskiej beznadziei. Najbardziej zaklamaną instytucją orwellowskiego świata bylo Ministerstwo Prawdy. Czym bylo Ministerstwo Prawdy, zapyta ktoś kto nie czytal Orwella?
Ministerstwo Prawdy zajmowało się między innymi werifikowaniu przeszłości z teraźniejszością, a także informowaniu spoleczeństwa, tak aby rządząca Partia byla nieomylna.


Jednak najważniejszą instytucją orwellowskiej antyutopii, bylo Ministerstwo Milości. Ministerstwo Milości, które budzilo zwierzęcy strach wśród bohaterów orwellowskiego świata. Tak panowie i panie, to nie Tusk wraz z dziennikarzami tefalenu wymyślil Ministerstwo Milości, Ministerstwo Milości istnialo już dlugo wcześniej niż rządy uśmiechniętego premiera na plazmowych ekranach tefalenu.
Gdy dziś patrzę na uśmiechniętego Donka, którego tak bardzo lansuje tefalen i sprzymierzone media, to zastanawiam się co tak naprawdę kryje się pod tym jego nieszczerym uśmiechem. Te jego zapewnienia, że „ukochal ludzkość i Janka Rokitę”, te jego dowcipy i uśmiechy z ciotami z mediów, cale te niesmaczne konferencje o niczym. Wszystko to znowu pachnie gniciem, stagnacją i poczuciem beznadziejności. Coś co wydawalo się przeszlością jak cala III RP. Jednocześnie ta medialna klaka pachnie nierealnym Ministerstwem Milości Orwella dla maluczkich.
Ostatnie tygodnie to festiwal hipokryzji w wydaniu mediów, tego naszego Ministerstwa Prawdy. I tak zamiast o programie PO, dziennikarze-idioci dyskutują o tym jacy to nieeleganccy są ci Kaczyńscy. Jaki ktoś mial krawat, w jakim kolorze, kogo nie bylo, kto byl, czy się uśmiechano, czy nie, w sali takiej, a nie innej. Totalny debilizm. Sfora dziennikarzy od dwóch tygodni nie potrafi skomentować faktu, że PO nie ma programu! To, że Tusk pogrzebal glosy 7 milionów Polaków i oddal ministerstwo gospodarki Pawlakowi, to nikogo z medio-matolków nie przeraża. Ba są tacy, którzy widzą w tym plus i jeszcze to pokrętnie „mataczą” w swoich zaangażowanych politycznie agitkach. Fakt, że PO, partia z 208 poslami stala się zakladnikiem 30 osobowej partyjki nie budzi w nikim dreszczu przerażenia. To tak, jakby Izrael dyktowal warunki USA, albo paru oficerów WSI decydowalo o kluczowych prywatyzacjach III RP. Idiotyczne prawda?
Nikt nie pyta o Polskę, o obiecane reformy, o cuda, o penetrację urzędów państwowych przez PSL-owską korporację, o Euro i autostrady. Nikt nie pyta dlaczego nowa „ekipa”, to administratorzy, a nie politycy, którzy powinni miec konkretną wizję przebudowy Polski. Nawet Lis nie zapyta już co z tą Polską? Bo i PO co.... Nie będzie drugiej "Irlandii", nie będzie cudów, będzie kolejna stracona szansa. Żal tylko Polski i Polaków. Wszystkich mi żal, obojętne na kogo glosowali

piątek, 16 listopada 2007

Jeden dzień Donalda Tuska

Mamy nowy rząd PO-PSL, albo PSL-PO jak kto woli. Od jutra więc Donald będzie premierem RP. Zaszczytne to stanowisko. Jak będzie wyglądał ten codzienny dzień Donalda jako premiera? Z tego co można zaobserwowac w ciągu ostatnich tygodni, wysnuwam wniosek, że od lektury GW. Przykładem jest na przykład „afera marszałka Komorowskiego”. Gdy „Wyborcza” stanęła otwarcie w obronie Ołdakowskiego, ba zaapelowała na swych łamach by nie wygaszać mu mandatu poselskiego, PO szybciutko wyciszyła konflikt. Nie wspomnę jakie cuda działy się w PO, gdy GW wielkim tytułem na stronach dodatku stołecznego przywołała PO i bufetową do porządku w sprawie budowy stadionu narodowego. Wystarczył jeden tytulik: „Kompromitacja”, aby niedoszły minister sportu Mirosław Drzewiecki ogłosił, że PO rezygnuje z tego pomysłu.A może tak pokusic się o „symulację” jednego dnia Donalda Tuska?

Spróbujmy więc.
Czyli tak, rano jak zwykle codzienna lektura GW i szybkie migawki w tefałenie (żeby tylko nie zapomniec co jest ważne). POtem szybki kurs przez przejezdne ulice stolycy i wpad do gabinetu premiera. Powiedzmy, że tam właśnie będzie na niego czekał pan Walduś i monotonnym głosem robota będzie domagał się czegoś tam dla swoich wiernych lobbystów z „prawdziwej” partii irlandzkiej (koniczynka się kłania). Znowu dochodzi do spięcia, tak jak się to dzieje już od paru miesięcy. Donek wymęczony tym codziennym ględzeniem mechanicznego Pawlaka zaszywa się w prywatnym gabineciku.
Co POtem?
Wiadomo, spotkanie z dziennikarzami, to oni przecież są tym „gwarantem bezpieczeństwa” swojego rządu. To dzięki nim rządzą sami swoi i elyty. Ciepłe i wyrozumiałe pytania zaprzyjaznionych dziennikarek (mam nadzieje, że do tego czasu jakoś tam POzbędą się tej dziczy z Rzepy i innych śmiesznych gazetek, które śmiałaby krytykowac ten nasz irlandzki rząd).

Wszystkie telewizje prawie już nasze, więc sPOko, a jak się będzie ktoś wyłamywał to GW wezmie go na „czarną listę”. Ma się te telefony do Waltera i Kurskiego. Niech nie POdskakują kangury jedne.
POtem długa POgawędka z Grześkiem.
-Grzechu wszystko ok?-Jasne przecież trzymam ręke na pulsie
-Jakaś korupcja, albo coś?
-Słuchaj Donald wez się człowieku za rządzenie, a ja wezmę się za korupcję. Oglądasz telewizje? Chwalą,... no widzisz, to znaczy, że wszystko dobrze.
PO co przedłużac tę dyskusję, Grześkowi nie za dobrze dziś patrzy z oczu. Coś z tymi szpitalami nie tak.... Nieważne, lepiej za dużo nie wiedziec.
SPOtkania z ministrami, wszędzie praca wre, budujemy stadiony i autostrady, fabryki, stocznie i huty. Wszyscy pracowici, kompetentni i zaradni, nie to co ci faszyści z PiS-u.
Dialogów nie będę układał, wiadomo, wszystko będzie super, bo tak obiecał Donald, „mąrz stanu”, więc tak będzie.
Zagranica też przyjazna, odkąd przyłączyliśmy się do tej rury i odpuściliśmy hamerykańską tarczę, że też kaczorom nie przyszło to do głowy. Nie obyło się bez protestów oszołomów różnej maści, nie rozumiejących realiów polityki europejskiej.
Trudno za dużo wymagac od prostych, niewykształconych ludzi (tak pokazały sondaże w Dzienniku i GW). Ale to już było, teraz jesteśmy na prostej, budujemy Irlandię 2.
Jeden zgrzyt to ten nieznośny prezydent, ale od tego są media, aby wypunktowac każdą wpadkę „jednego z braci” (Donek aż się uśmiechnął z dowcipów w szkle kontaktowym). Kto by się przejmował PiS-owcem?
Aż strach pomyślec, co by było gdyby ta sama krytyka spadła na ten nasz cudowny rząd. Dlatego nie wolno zaniedbywac codziennej lektury GW i migawek z tefałenu, nie wolno popełnic błędu. Władza to stąpanie po tafli lodu, Donek to wie. Tak, tak, ma ten senny koszmar on sam na środku zamarzniętego jeziora, a z dala słychac wilcze wycia. Psycholog wyjaśnił mu, że te złowieszcze wilki to symbol PiS-owskiej opozycji, tej moherowej hołoty. Lepiej się jakoś zrelaksowac i nie myślec o problemach. Całe życie odsuwał problemy i został premierem, to znaczy, że to dobry sposób. W razie czego ma Grzecha i Miodowicza, dlatego dał im wolną rękę w ich resortach. SPOko.
Nic tylko rozsiąśc się w foteliku, szklaneczka w dłoń, wyciągnąc się niedbale i POoglądac mecz (gdzie te czasy, gdy był na bieżąco w piłce, ale może jeszcze nic straconego, sondaże prezydenckie dają mu już dzisiaj miażdżące zwycięstwo). Ponoc kogoś z opozycji wsadzili do paki, ale tym się zajmie jutro. Dzisiaj nie będzie sobie psuł wieczoru.

Dzisiaj SPOko. Należy się odPOczynek PO tym tygodniu ciężkiej pracy. Na weekend wyskoczy się do Gdańska i spędzi czas z rodzinką, bez BOR-owców, przecież mnie wszyscy kochają.

czwartek, 8 listopada 2007

POwody do nie-PO-koju


Spełniają się moje najgorsze przeczucia co do Donka i PO, jako formacji politycznej.
Postawa Donka jest żenująca, jeszcze Donek nie został premierem, a już pajacuje przed unią. Dlaczego uważam, że Donek pajacuje? Otóż określenie przez szefa PO, że priorytetem dla polskiej dyplomacji będzie ratyfikacja eurokonstytucji, a także deklarowanie chęci podpisania Karty Praw Podstawowych to de facto powrót do polityki kelnerskiej, którą obserwowaliśmy przez ostatnie 18 lat. Polska zachowuje się jak kelner przy stole, gdzie wielcy panowie radzą o przyszłości zjednoczonej Europy. Donek już na wstępie zaprzepaszcza dokonania kaczorów z ostatnich dwóch lat. Trzba przypomniec, że Polska była wprawdzie oceniana jako „krnąbrny”, ale równorzędny partner w negocjacjach. Za czasów wyśmianej przez „niezależne media” Fotygi Polska zgodziła się wprawdzie podpisać traktat reformujący (czyli de facto eurokonstytucję), ale w zamian polska dyplomacja wytargowała korzystny dla Polski mechanizm z Joaniny, a także prawo do nie respektowania karty praw.
Były to realne zdobycze dyplomacji, bardzo korzystne dla Polski jako niezależnego gracza na arenie międzynarodowej, a co robi w tej sytuacji Tusk? Nie będąc jeszcze premierem zapowiada, że kartę praw Polska przyjmie bez żadnych obiekcji, a „eurokonstytucja” jest po prostu „super”. Niejednemu zaciekłemu „krytykowi” Fotygi opadła szczęka, gdy Donek mizdrzył się do Barroso i obiecywał, że Polska teraz będzie „grzeczna”.
No Donek, jeśli tak kiepsko zaczynasz, to już wkrótce twój nowy rząd nazwą marionetkowym, a po decyzje w sprawie np. tarczy dyplomaci z Rosji i Hameryki będą musieli się zwracac do Berlina i Brukseli, bo w Wwie będą rządzic śmieszni figuranci. Z drugiej strony jaki jest Donek, to każdy widzi, a im więcej będzie go w przekazach tym bardziej go ludziska "pokochają".
Co do samego rządu, to nominacja Zbigniewa Cwiękalskiego na następce Ziobry to po prostu strzał w dziesiątke. Wiadomo w rządzie POP sl-u, przyda się były POP z UJ. Co do spraw mediów Tusk dał wyrazny sygnał, że platforma miłości nie pozwoli na nienawistne badanie przeszłości takich ałtorytetów jak eks-prezydent.

„Komuś przychodzą do głowy głupie pomysły toczenia ciągłej wojny politycznej i na pewno zrobię z tym porządek" - stwierdził Tusk. „Ludzie, którzy usiłują niszczyć autorytet Polski i życia publicznego w Polsce wewnątrz i za granicą, zostaną z tego bezlitośnie rozliczeni. Takich rzeczy nie wolno robić" - dodał.


Tusk pogroził palcem nie tylko Rzepie, ale także IPN-owi, co jest niewątpliwie nowym tonem w wykładni ideowej PO. Chciałbym zobaczyc minę wszystkich tych pismaków, którzy tak gorąco gardłowali przeciwko praktykom PiS-u. Tak panowie, tak szczekaliście, że to PiS taki straszny, a tu PO okazuje się byc bardziej cesarskie od sld-owców. I to nie tylko chodzi o akta IPN-u, ale także o to co wolno, a co nie wolno pisac w gazetach. Oj to się nadredaktor Adam ucieszy, pewnie sypnie setkę z Urbanem, ba Lecha też zaproszą.


Wracają stare dobre czasy, nic tylko się napic. Tylko tak na prawdę, to nie jest mi do śmiechu.
Wszystkie te wiadomości mogą przyprawic o ciężki ból głowy. W samym PiSie też nie dzieje się za dobrze. Zalewski chwali Sikorskiego, Polaczek i Krzywicki zrezygnowali z zasiadania w Komitecie Politycznym PiS-u, a cesarz wszystkich Polaków traktuje PiS jako swoją osobistą armię. Cóż wygląda na to, że ekspresowo wracamy do Rywinlandu, a lemingi się cieszą.
Co zresztą widac na samym salonie, gdy czyta się wpisy „miłujących pokój” blogerów. Nieważne, przeżyliśmy Ruska, przeżyjemy Tuska, no i szło wykształciuchów też.
See ya!

poniedziałek, 5 listopada 2007

Jak się dzieje w państwie PiSkim?

Jak się dzieje w państwie PiSkim?
W polskiej polityce obserwujemy obecnie mechanizmy, które są czymś normalnym w dojrzałych systemach demokratycznych. Rozrachunki powyborcze, albo raczej krytykę „zarządzania partią” po przegranych wyborach. Tak też się stało dzisiaj w PiS-ie, gdzie trzech z czterech wiceprezesów PiS podało się do dymisji. Naczelnym hasłem buntu wiceprezesów stało się takie oto zdanie: „w partii trzeba zmienić sposób zarządzania”. I choć żaden ze zbuntowanych „marszałków”, jeszcze nie krytykuje otwarcie naszego cesarza Jarosława Kaczyńskiego, to widać wyraznie, że nie odpowiada im to, że w ostatnim czasie większość decyzji była podejmowana tylko przez niego lub przez ścisłe grono jego współpracowników. Decyzji, które przyniosły taki, a nie inny wynik wyborczy. Odbija się czkawką dymisja Marcinkiewicza, odejście M. Jurka, czy PO-wskie transfery Sikorskiego i Mężydły.
Zbuntowani eks-wiceprezesi proponują "plan reformatorski", który ma usprawnić działalność partii i przyciągnąć potencjalnych wyborców. Według Ujazdowskiego, jednym ze sposobów na to by przywrócić Komitetowi Politycznemu PiS-u jego rolę, jest znaczące zwiększenie jego uprawnień decyzyjnych. Wygląda na to jednak, że JarKacz nie jest zwolennikiem takich rozwiązań.
A oto cytat Kaczyńskiego z dzisiejszej Rzepy:
"Jak by nie zmienili postawy, to dostaliby +czarną polewkę+. I to zostało im zupełnie wprost w oczy powiedziane. Powinni bardziej myśleć o partii, a mniej o sobie".
http://www.rp.pl/artykul/66975.html
Osobnym smaczkiem tej historii jest fakt, że wspomniani eks-wiceprezesi napisali list do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. W swoim liście do prezesa PiS-u zbuntowani „marszałkowie” nie grożą rezygnacją ze swoich funkcji, nie godzą się jednak na metody podejmowania decyzji przez Kaczyńskiego i jego najbliższe otoczenie. Najdziwniejsze w tej historii jest to, „że cała ta sprawa wyszła", bo według samych zainteresowanych była to tylko "wewnętrzna sprawa partyjna". Ujazdowski, Dorn i Zalewski twierdzą, że nie są winni ujawnieniu tych faktów w dzisiejszej Rzepie.Wszyscy trzej eks-wiceprezesi zostają w partii i jak powiedział Dorn: „będą pracować dla jej dobra”. W tej chwili nikt oficjalnie nie wspomina o kwestionowaniu przywództwa prezesa Kaczyńskiego w PiS-ie. Nie wydaje się, żeby doszło do tego w grudniu tego roku, ale kto wie co stanie się za powiedzmy 6 miesięcy?
Nie jest to jeszcze rozłam, ale bardzo poważne ostrzeżenie dla JarKacza i innych eks-działaczy z PC. Długo ukrywany konflikt wewnątrz partyjny, dziś właśnie wypływa na powierzchnię, a tylko od samego Kaczyńskiego zależy jakie będą jego skutki. Moim skromnym zdaniem dalsze ignorowanie krytyki takich działaczy jak Dorn, Zalewski, czy Ujazdowski nic dobrego PiS-owi nie przyniesie. JarKacz ma niewątpliwie dalekosiężną wizję co do polskiej polityki, ale po drodze nie patrzy pod nogi i nie widzi dołów i kałuż w które co raz to wpada. Myślę, że wycinanie „nieposłusznych” polityków i zbuntowanych „marszałków” może w efekcie doprowadzić do izolacji Kaczyńskiego, a co za tym idzie do rozłamu w samym PiS-ie. Ale taka właśnie, a nie inna wydaje się być logika wydarzeń ostatnich paru tygodni na prawej stronie polskiej sceny politycznej.
A ja, chyba poczytam sobie Szekspira, tak dla równowagi.

czwartek, 1 listopada 2007

Teatr nie był zbyt przekonowujący

Dotychczasowy kandydat ma ministra pracy Michał Boni nie wejdzie jednak do rządu Platformy Obywatelskiej.
Okazuje się, że Donald chce zachować resztki przyzwoitości, teatr Boniego i mediów okazał się mało przekonywujący. Według tygodnika Wprost Tusk zaproponował Boniemu stanowisko doradcy w kancelarii premiera (biedaczysko). „Boni będzie się zajmował sprawami pracy i polityki społecznej”, taka opinię wyraził jeden z członków zarządu PO.Wniosek, wierchuszka PO uznała, że po tym, jak w środę Boni publicznie przyznał się do współpracy z SB, reakcje publiki są za mało entuzjastyczne.
Szkoda, przecież propagndziści PO w tefałenie i Polsacie wykonali sporo „dobrej roboty”, aby przekonać oglądaczy, że Boni to fachowiec, który postąpił przyzwoicie i heroicznie. Może zaważyła tutaj idiotyczna wypowiedz Frasyniuka, że warszawka „wiedziała o Bonim od dawna, że podpisał jakaś tam lojalkę”? Może ten niezdrowy szum wokół pośpiesznego alibi wydanego przez byłych działaczy Solidarności zaważył ostatecznie na wyciszeniu sprawy? Jedno pewne, wygląda na to, że grzebanie w latach 90-tych budzi alergiczną reakcję wśród działaczy KLD i UW. W końcu durnych wyborców lepiej trzymać w niewiedzy co do rzeczywistych przetasowań i układów w towarzysko-biznesowej w warszawce. Zbyt wiele ciemnych tajemnic kryje się we wczesnych latach 90-tych.
No cóż, w wyniku tego małego skandaliku resort pracy zostanie obsadzony przez któregoś z fachowców spod znaku PSL.
Ciekaw jestem co jeszcze pozostaje tajemnicą poliszynela dla warszawki? Co jeszcze wie pan Frasyniuk, ale nie ujawni? (swoją drogą coraz bardziej nie podoba mi się ten pan). Ile teczek, lojalek, dokumentów jest używanych przez obce wywiady w Polsce? Czemu Tusk tak bardzo upiera się przy kandydaturze Boniego w rządzie (nawet jako doradcy)? Co jeszcze wie warszawka, ale nie wiemy my, wyborcy?

poniedziałek, 29 października 2007

Schetyna "twarzą" Irlandii"


Trwają rozmowy koalicyjne pomiędzy PO i PSL-em. Oczywiście w ciszy i spokoju, życzliwe media nie podżegają, nie antygonizują, podchodzą ze zrozumieniem do skomplikowanych „negocjacji”. Jakże inna to atmosfera, niż ta sprzed 2, czy nawet 6 lat.
W Polsce zapanowala bloga cisza. Wprawdzie jest jeszcze kaczystowski prezydent, ale lepiej jest zachować jakiś czarny charakter dla mediów, „szkla wyksztalciuchów” i dziennikarzy. Poza tym w polskiej polityce znowu dzieje się dobrze, nawet Bruksela, Moskwa i Berlin odetchnęly z ulgą. W polskim landzie przejmie wladzę ktoś, kto przyjmie „rzeczywistość” i „realia polityczne takimi jakie one są”. Skończy się cackanie z Warszawą, Polacy wezmą co się im tylko zaofiaruje, ba jeszcze grzecznie podziękują za to co dostaną. Tak jak się to dzialo przez ostatnie parenaście lat, czy szkodzilo to komuś?
Klan Geremka już teraz naciska na PO w sprawie MSZ-tu. Kandydatury Jacka SaryuszaWolskiego, czy Sikorskiego są nie do przyjęcia dla Brukseli, Berlina i Moskwy. Korporacja Geremka z bylej UW daje już wyrazne sygnaly, że nie będzie zgody na zmiany w MSZ-cie bez rozmów z PD. Nic dziwnego, przecież to PD wprowadzila do sejmu, aż 3 poslów, ale nie chodzi tu przecież o ilość, ale o jakość. Poza tym za tymi trzema muszkieterami stoi nie tylko środowisko GW, ale także wplywowe środowiska usytuowane w Brukseli i Berlinie. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną to klan Geremka jest bardzo realną silą polityczną, a PO ze swymi 209 poslami w nowym sejmie musi się ograniczyć w swoich „apetytach”. Weksle i dlugi trzeba placić, wie o tym PO, która wlaśnie wyciąga paluszki po konfitury. Za „dobrą prasę w eurolandach” i „salonach europejskich” platforma będzie musiala zaplacić konkretnymi ustępstwami ze strony Polski.
Mala dygresja, za czasów przedrozbiorowych ambasador pruski, a zwlaszcza wyslannik carycy Katarzyny, niejaki Repin, byli traktowani przez zagranicznych dyplamatów jako faktyczni „rządcy Rzeczypospolitej”. Czemu więc w roku 2007 nie mogloby być podobnie? Sytuacja pod wieloma względami jest analogiczna. Wyludniające się, slabe i skorumpowane państwo, coraz bardziej kosmopolityczna mlodzież, anty-narodowe „elyty”, naszpikowane bylymi agentami „media”, skorumpowani poslowie dla których profity są ważniejsze od interesów wlasnego państwa, to takie przyklady z brzegu. Gdyby się tak glębiej zastanowić, to na co PO potrzebna jest polityka zagraniczna? Czy nie lepiej zostawić ten grząski teren „fachowcom” rekomendowanym przez GW?

Wracając do tematu, ciekawa jest sytuacja po wyborach w samej PO, w której budzą się różne frakcje i wizje rządzenia państwem. Najgorzej, że sami politycy PO nie mają pojęcia co dalej robić ze świeżo zdobytą lodziarnią. Projektów jest sporo, ale problemem jest CBA, dobrze, że tylko tymczasowym.
Obserwując ostatnie dwa lata każdy nieuważny komentator dojdzie do wniosku, że PO nie ma wizji na to jak i z kim rządzić Polską. Po pierwsze platforma byla w wygodnej opozycji, która krytykowala każde posunięcie PiS-owskiego rządu, po drugie bo byla anty-pisem, a to wystarczylo politykom PO jako polityczne alibi . Tusk, wbrew temu co piszą uslużni dziennikarze, nie jest też zdolny do podejmowania samodzielnych decyzji. Realną silą, która będzie wplywala na PO w następnych miesiącach to środowisko GW-ej i sprzymierzone media. Moim zdaniem to wlaśnie media zwektorują platformę co do obsady stanowisk i polityki. To media będą recenzować i ukierunkowywać polityków PO na „porządany kurs”. Platforma jako formacja zostanie wykorzystana do walki z kaczyzmem, a następnie do odbudowy lewej strony sceny politycznej. Tusk nie jest politykiem, który będzie w stanie zapanować nad tym co się będzie dzialo tuż za jego plecami. Zaś realną wladzę w platformie uzyska G. Schetyna wraz ze swym dworem, można więc powiedzieć, że o ile twarzą IV RP mial być Endriu Leper, to twarzą „Irlandii-lodziarni” będzie Grzesiek Schetyna. Posunę się do takiej diagnozy, jeśli PO zostanie podporządkowane środowiskom III RP, to będziemy obserwować kompromitację nie tylko Tuska jako polityka, ale także PO jako prawicowej formacji politycznej.

środa, 24 października 2007

wróbelki piszcie pamiętniki

Czytam wpisy na blogach zwolenników „kaczowskiego reżymu” i widzę, że upadli na duchu. Smutek, depresja, załamka, sam JarKacz bredzi, że przegrał przez TVP (do jasnego gwinta, kto zamienił Wildsteina na beznadziejnego Urbańskiego, który tak ciepło wypowiadał się o czołowej podżegaczce z kropki nad wsi, ba ściągał ją do TVP?).
Albo znowu sami PiS-owcy kłócą się na łamach „niezależnych mediów”, który to z nich więcej zawinił, kompletny bezsens. Ludzie, spokojnie, przegraliście częściowo na własne życzenie, po co to teraz ciągnąć? Żeby dawać Wołkom i Żakowskim powód do radości? Była masa błędów, chociażby to, że JarKaczor jezdził po całej Polsce, nie opuścił żadnego spotkania przedwyborczego, a nie miał czasu przygotować się na arcyważne spotkanie z człowiekiem o przerażonych oczach? Baliście się promować Zytę? Kornela Morawieckiego? Płażyńskiego? Bez komentarza.
Na dzień dzisiejszy to owszem, trzeba podjąć poważne decyzje na temat przyszłości PiS-u, ale w zaciszach gabinetów, bez informowania dziennikarskich piranii. Trzeba się zastanowić nad obsadą pozycji, kto w dół, kto w górę. Dać szansę młodym. Są pytania na które warto odpowiedzieć, chociażby takie, czy niedzielne wizyty w tefałenie kompromitują Cymańskiego? Albo z innej półki, czy kolejna sprawa sądowa pana Kurskiego stanie się gratką dla chorych od nienawiści do PiS-u mediów? Telewizornie walą w kaczki ile mogą, a młodzi „ełropejczycy” kupują to, jak kolorowo opakowane batoniki. W końcu to właśnie telewizja znalazła im wroga, którego można wyśmiać, poniżyć i podeptać, a media i „ludziska kultury” pochwalą.
Być antypisem nobilituje, zauważył to na przykład wytatuowany i oplombowany facio o czerwonych włosach (tak, tak to ten słynny „wzorowy tata, reproduktor i ałtorytet muzyczny”). Nawet bezdomny ma swoją szansę w mediach, byleby wiedział na kogo splunąć.
Na dzień dzisiejszy takie „szkło wykształciuchów” jest jeszcze troszkę zdezorientowane, nie wie jeszcze jak się ustawić. Zakładam jednak, że w wypadku gdyby tak „ratings would go down”, to Miecugowy znowu wezmą się z wielką ochotą zresztą za złe kaczory. Młodzi, wychowani na gierkach i wykształciuchy a’ la Lis przyklasną temu bo to jest tryndy. I znowu będzie okładanie, szydzenie i plucie, reguły stosujemy tylko wobec „ludzi”, pisuarów trzeba nienawidzieć!!! To nie ludzie, oni nie czują, nie myślą, to „moherowe berety”.
Nastawcie się ludzie, że będzie jeszcze gorzej, gorzej i gorzej. Nastaną komisje, zacznie się ciąganie po sądach i komisjach: „pisowców trzeba wyrżnąć” jak to rzecze nasz noblista nagrody pokojowej. Zaczyna się nagonka jak w latach 30-tych w Niemczech, wróg jest sprecyzowany i określony, tak jak byli swego czasu Żydzi. Ciekaw jestem kiedy pojawi się sms mniej więcej tej treści: sprawdz czy twój sąsiad nie jest czasem pisowcem (pisuarem), jeśli tak jest to, każda obelga, szyderstwo i chamstwo będzie ci wybaczone. PiS-owcy to nie ludzie, pamiętaj. Możesz zrobić co chcesz.
Mam nadzieje, że panowie Lisicki, Semka i Wildstein przygotowani są na to, że do Rzepy wkrótce zapuka przysłowiowy „mleczarz”. Mam nadzieję, że nie dadzą się zgnieść bez walki, że się ockną zanim będzie za pózno. Wszystkim zaś półidiotom optymistom i pismakom, którzy na siłę przekonują, że PO tego, czy tamtego nie zrobi, chciałbym powiedzieć już dzisiaj, że i owszem zrobi. Ba, zrobi co tylko zarząda od PO wpływowy salon i sponsorzy. A wszystko to się będzie działo bezczelnie i z zimnym uśmiechem na ustach. Dlatego, że weksle trzeba spłacać i to szybko, zaś PiS trzeba dobić, bez litości.
Wczoraj pan Wróbel napisał w blogu, żeby Jarkacz pisał pamiętniki. Otóż nie panowie pismaki, inteligenci z zasadami, zastanawiacze czo lepsze, lepiej to wy piszcie te swoje pamiętniki, bo skończyła się „noc kaczyzmu”,a wraca III RP.

No bo ile są warte te maleńkie wróbelki, gdy nadlecą sępy?

niedziela, 21 października 2007

Sen Donalda


Ciekawe jaką to minę będzie miał dzisiaj Donald?
Kładł się przecież jako niepodzielny master of the polish politics, a obudzi się jako zwykły koalicjant?

Sen Donalda na samodzielne rządzenie nie trwał dłużej niż jedna, coś jak noc spędzona z dziewczyną na telefon. Noc upojna, ale nieprawdziwa. Tak będzie się czuł nasz Donaldino po obudzeniu, oszukany i bez portfela.
Kaczory miały zagrażać mu dopiero za jakieś "cirka" 4 lata, a po drodze miały być konfitury i oklaski klakierów. Miał być Donald premier, ale bez kaczorów i CBA. Rzeczywistość okazała się znowu nie taka, jaką wymarzył sobie Donald. Bad ducks are back! Złe i wkurzone, okute w ciężkie zbroje, nieufne jak cholera będą ogniem i żelazem nawracać na IV RP. PiS nie będzie już brał jeńców, nie będzie pertraktacji. Znów dudnią bębny, znowu wojna, a tu weksle trzeba będzie płacić tefałenowi, gazetkom i "ałtorytetom".
A my ciemnogród, czarna sotnia, oszołomy, my wam tego nie darujemy, waszej ciągłej arogancji, obłudy i zakłamania. Waszego przekonania, że jesteście lepsi, bo nie jesteście i nigdy nie byliście.
Jeśli powstanie POLiD, to całe to PO nie przetrwa jednej kadencji, tego jestem pewien. Czyli co? Wiadomo Tuskowe zwycięstwo, czyli kolejna klęska platformy. W sumie można było się tego spodziewać.
A ja wygodnie wyciągne się w fotelu i będę teraz patrzył jak to zły JarKacz wykończy chłoptasiaTuska. W sumie bycie w opozycji to fajna sprawa, wszystko można skrytykować: miodzioJ...

Hillary Clinton na prezydenta?


Cisza wyborcza trwa do 20:20, z tego powodu nie ma co pisać na temat polskiej polityki, żeby nie robić klopotów tutaj na tym blogu popiszę na temat hamerykańskich wyborów.
Napiszę więc na temat Hamerykańskiej tak dla odmiany. O czym konkretnie, o Hillary Clinton, która z dnia na dzień staje się coraz pewniejszą kandydatką demokratów w wyborach prezydenckich 2008 roku. Do tej chwili, Hillary oglosila swój plan „slużby zdrowia”, który nazwano pieszczotliwie „Hillarycare 2.0”. Zebrala pozytywne opinie komentatorów podczas debaty demokratów w New Hempshire, a co najważniejsze powoli, ale skutecznie zdobywa sympatię wyborców i gwiazd telewizyjnych.

Także ze strony republikanów padają opinie, że to wlaśnie Hillary będzie glówną rywalką wobec kandydata republikanów. I tak na przyklad Jurek Krzak, stwierdzil, że Hillary „z pewnością będzie nominowana przez demokratów do wyścigu o fotel prezydenta”. W podobnej opozycji do Hillary ustawia się Rudy Giuliani, glówny kandydat z ramienia republikanów(nie jest wcale taki rudy jak by to wynikalo z imienia, bardziej lysy jak kolano). Podobnie myślą i piszą opiniotwórcze media, zwlaszcza te sympatiach „demokratycznych”. Cóż więcej może potrzebować Hillary do szczęścia, skoro jej najwięksi oponenci z partii republikańskiej ustawiają się w opozycji do niej, a nie na przyklad do Baraka Obamy?

Moim skromnym zdaniem niewiele. Hillary z roku 2007, to nie ta sama Hillary z 1993. Można powiedzieć, że jako żona bylego prezydenta i senator ze stanu NY, potrafila wyciągnąć wlaściwe wnioski z poprzednich porażek. Jej poglądy nie są już tak bardzo po lewej stronie hamerykańskiej sceny politycznej jak w czasie prezydentury, bardziej gdzieś po środku. Dowodem na to, jest chociażby jej ostatnia deklaracja, że „natychmiastowe wycofanie amerykańskich wojsk z Iraku, byloby blędem, ponieważ „world is a dangerous place”. Czyli, że nasz świat to „niebezpieczne miejsce”.

Czym jeszcze zjednuje sobie Amerykanów Hillary? Otóż bardzo sprytnie gra odgrzewaną reformą systemu zdrowotnego w USA a’ la „wybory 1993”.
Hillary proponuje 47 milionom Amerykanów, którzy faktycznie nie posiadają żadnej opieki medycznej, swój odkurzony plan 2.0. W spoleczeństwie, w którym opieka medyczna dla najbiedniejszych praktycznie nie istnieje, a koszty pobytu w szpitalu mogą zrujnować, jest to coś konkretnego i skierowanego do zwyklych zjadaczy hamburgerów. Dla republikanów jest to dość śliski temat, dlatego, że już raz utopili reformę Clintonów, a to za czasów poprzedniej prezydentury. W międzyczasie nie wymyslili nic nowego, stawiając na status quo. Zresztą ta wojna republikanów z demokratami o „health-care” w stanach, to temat wstydliwy i chętnie pomijany. Dlaczego, ponieważ prawie wszystkie próby reform systemu zdrowotnego zakończyly się fiaskiem, a senatorów zajmujących się reformami wciągnęlo w poważne klopoty. W międzyczasie sytuacja w amerykańskiej slużbie zdrowia zmienila się ze zlej na tragiczną. Na dzień dzisiejszy tylko Hillary ma jakiś sensowny program, jej oponenci tylko hasla.

Moim skromnym zdaniem Hillary ma coraz większe szanse by wygrać wybory w 2008 i stać się pierwszą kobietą-prezydentem w historii USA. Ciekawe jak będzie się czul Bill w nowej roli, „pierwszej damy”? Gdy przyjdzie czas poważnych rozmów międzyrządowych to Hillary będzie zaproszona do gabinetu, a Bill na ciasteczka i herbatkę do saloniku?

piątek, 19 października 2007

Moja notka przed 24-tą (19 X 2007)

Nie chce mi się zbyt dużo pisać przed tą 24-tą, po której ma zapaść ta grobowa cisza wyborcza w salonie i na blogach. Tak czy owak, za trochę zapadnie i nie wiadomo, czy mi bloga nie zamkną? Będę się więc streszczal.
Polacy pójdą wybierać nowy rząd, a te pazdziernikowe wybory to de facto plebiscyt 2-letnich rządów PiS-u. Oczywiście w kampanię i wyjaśnianie na kogo należy glosować wlączyly się „autorytety” i wszyscy medialni macherzy. Te ostatnie 2 lata to po prostu walka opozycji (czyli mediów plus polityków plus lokalnych sitw) nie tylko z PiS-em, ale z kimkolwiek kto sympatyzuje z ideami IV RP.

Jeśli zaś chodzi o jakieś pozytywy wyborów, to w wypadku gdyby wygral wstrętny PiS, to z Polski wyjeżdżają do Irlandii „oglądacze szkla Miecugowa”, Michaś Wiśniewski, pan Bartoszewski, lekarze i pielęgniarki, spawacze, kierowcy i panienki na telefon.Może nie będzie tak zle?Nie traćmy wiary w te kolejne sondażowe zwycięstwo PO, przecież doradcami PO są i Kuba Wojewódzki i Janusz Kupcewicz, a także setka innych „autorytetóf” i zgranych cwaniaków. Dodatkowo dobrym „duchem PO” jest typ o wyglądzie drobnego gangstera, niejaki Kukis.
Kolejny przegrany, Michnik apeluje, żeby odzyskać Polskę, Kwaśniewski z Millerem i sitwą apelują, żeby bronić demokracji przed strasznymi kaczorami. Z zagranicy pokrzykuje Geremek, w telewizoranich do boju zagrzewają macherzy z WSI-24 i POlsat-u, a „publicyści” spod ciemnej gwiazdy przekonują dlaczego PO i LiD są lepsze od bolszewii. Czyli wygra PO i będzie Irlandia? Wtedy zrobimy porządek, tak?

W sumie groteska, taka w starym stylu III RP, wszystko przemieszane jak groch z kapustą: gangsterzy z upadlymi autorytetami, oszuści z manipulatorami, ludzie bez honoru z cynikami. Wszystko okraszone agresywnym i szybkim przekazem dziennikarki z mikrofonem. Tak myślcie, tak czujcie, tak wybierajcie, to dla waszego dobra, nie zróbcie blędu.

Na sam koniec przed „ciszą medialną” GW publikuje kolejne doniesienia a’ la szklo kontaktowe oćca Miecugowa. Ostatnie sznyty, żeby ciemniaki nie zrobily blędu, żeby tym razem dorosly do demokracji. Jeszcze kończą się programy w telewizorniach, gasną światelka na kontrolkach faksów w biurach wyborczych, wszystko cichnie.

Powoli dojeżdżamy do ostatniego peronu, to naprawdę ostatnie chwile przed wyborami. Gdzieś daleko pojawiają się zarysy nowej nieznanej krainy. Przyszlość jej na imię, to taki kraj gdzie będziemy starsi, co nie znaczy że mądrzejsi, bogatsi o doświadczenia, ale już ubożsi o te niespelnione, teraz takie naiwne jak nasza kraina dziecięca. W tej nowej krainie poddani będziemy stresowi rozczarowań i smutków, karuzeli zdarzeń, zniechęceniu, że nie tak mialo być, ale to dopiero pojutrze. Dzisiaj zapada powoli cisza... Można odetchnąć, pójść na spacer, posluchać muzyki, zapomnieć i uciec...

wtorek, 16 października 2007

III RP wstaje z grobu


Właśnie przed chwilą pan Olechowski podczas swego wywiadu w tefałenie zadeklarował oficjalnie, że PO utworzy koalicję z LiD-em. Biorąc pod uwagę przeszłość LiD-u i reakcje polityków PO na aferę Sawickiej, szykuje się kolejna "diabelska alternatywa". Upiór III RP został ponownie wybudzony z półsmiertalnego letargu, a osionowy kołek w postaci CBA zostanie zlikwidowany (według zapowiedzi PO).


Postawię tezę, że tu nie chodzi o Polskę i Polaków, tylko o odzyskanie władzy w administracji, prokuraturze i służbach specjalnych. Ludzie, którzy otaczają Schetynę to ludzie o wątpliwej reputacji. To oni najbardziej obawiają się CBA i zlikwidują CBA jak najszybciej po wygranych wyborach. Działania CBA zaprzeczyły praktykom wypracowanym przez ostatnie 18 lat. Praktykom opartym na jednej praktykowanej przez polityków tezie, przekonaniu, że są nietykalni i "nadinteligentni". Można by podawać parenaście przykładów na potwierdzenie tej praktyki polityków, ale najlepszym, bo świeżym jest arogancja Sawickiej, która otwarcie mówiła o przyszłych "przekrętach" przy "prywatyzacji szpitali". Wspominała też, że te pieniądze są potrzebne jej na "kampanię wyborczą". Sawicka to nie jakaś tam prosta "posłanka", ale bliska współpracowniczka Schetyny i wierchuszki PO. Tam właśnie urywają się tropy korupcyjne. Wnioski są jak najbardziej porażające i zostawiam je każdemu, kto potrafi logicznie myśleć, a nie dziennikarzom, bo ci panowie i panie w telewizorniach i gazetkach to taka "walcząca opozycja". Opozycja manipulująca faktami i wyciągająca nielogiczne wnioski z wydarzeń na scenie politycznej. Zgodnie z hasłem rzuconym przez eks-prezydenta "all hands aboard".



CBA od samego zarania stało się obiektem zmasowanych ataków mediów i opozycji. Czym naraziło się tak bardzo CBA "niezależnym mediom"? Tym, że rozbijało postkomunistyczne układy w sądownictwie, policji i biznesie. Nieliczni i samotni śmiałkowie, którzy mieli odwagę tropić afery III RP ryzykowali nie tylko przypięciem łatki "oszołoma" w mediach III RP, ale ryzykowali życiem i zdrowiem. Musimy pamiętać o śp. Michale Falzmanie (inspektor NIK-u), który zapłacił życiem, za swoje "niemądre śledztwo".


Już za tydzień widmo III RP wstanie z grobu, aby ponownie rujnować Polskę i okradać Polaków. Mam jak najgorsze przeczucia co do przyszłego sojuszu LiD-u z PO, a także tego co się pózniej wydarzy.
Zgadzam się z wieloma publicystami i politykami, te wybory są bardzo ważne, chyba dużo ważniejsze niż te sfingowane w 1989 roku (gdy komuniści przegrali, ale i tak mieli większość w sejmie).

sobota, 13 października 2007

Kto by pomyślał?

A nie mówiłem, że gra się do końca? Mówiłem i miałem rację (nieskromnie powiem, że jak zwykle), najlepszym dowodem wczorajszy mecz z Kazachami. Kto by pomyślał, że to Kazachowie strzelą pierwsi bramkę? Kto by pomyślał, że feralne egipskie ciemności to zapowiedz 9-ciu minut błyskotliwej gry Smolarka i wysokiego zwycięstwa biało-czerwonych? Kto by pomyślał, że kolejny raz życie nas "zaskoczy". Czarnowidze widzieli już „walkower”, albo „załamkę”, tradycyjnie w takich to sytuacjach, słabych psychicznie Polaków (znamy to z historii piłki nożnej). A tu raptem, po włączeniu bezpieczników: koncertowa gra. Sam Benhaker tak to określił. Był 13 (wprawdzie nie piątek), a i tak wygraliśmy. Kolesie z którymi oglądałem mecz stwierdzili sarkastycznie, że zgaszenie światła miało na celu "jedną konkretną rzecz". Otóż w "egipskich ciemnościach", doszło do przekazania pękatych kopert z baknotami od szefa Listkiewicza dla „działaczy drużyny Kazachstanu”. Po prostu PZPN zbyt długo targował się o cenę 3 punktów dla Polaków, ale gdy sprawy przybrały zbyt niesympatyczny obrót, chłopaki Listkiewicza zgasili światło i targ został zawarty. No i dobrze, ważny jest wynik:).
Reasumując, fakt, że tefałen, dziennikarska hałastra wraz Niesiołowskim i Komorowskim zgodnie uznały, że „wygrana Tuska” to koniec PiS-u, nie ma "moczy" magicznej, a tym bardziej sprawczej. Czasami nie wiemy co jest dla nas dobre. Nie znamy wyroków Boskich i ścieżek Najwyższego. To, że Kaczyński nie rozbił Tuska w czasie debaty, może się kiedyś okazać kluczowym powodem upadku PO jako formacji politycznej. Jeszcze różnie może być, tak jak to w życiu bywa. Powtórzę jeszcze raz: nie wierzę sondażom (bo są to oszuści pracujący dla PO i LiD-u), nie wierzę dziennikarzom, bo są gietcy jak dziewczyny z agencji towarzyskich, nie wierzę "ałtorytetom" (bo jest ich naprawdę "jak na lekarstwo").
Wierzę, że PO nie wygra tych wyborów, ale nie wierzę w to, że PiS utrzyma władzę. Nie widzę też powodu, aby się tak kurczowo tej władzy trzymać, zwłaszcza gdy się ma prezydenta i duże poparcie społeczne. PO tak bardzo pragnie pijanego Olka na koalicjanta, niech go bierze. Czasem trzeba się cofnąć krok, żeby potem przejść dwa kroki do przodu. Mimo wszystko jestem optymistą:). Cokolwiek się zdarzy.
Na pohybel kłamcom, manipulatorom i „człekom honoru”. Niech rządzą i kradną przy klace "ugrzecznionych" dziennikarzy i tefałenu. Co ma być to będzie, a będzie dobrze.

piątek, 12 października 2007

Co dalej?


Wśród blogerów nastąpiła jakaś dziwna melancholia, że to niby kaczor przegrał i teraz „wszystko stracone”. Po pierwsze to gra się do 90 + 3 minunty meczu (tak jak dzisiaj chłopaki Benhakera, a po drugie, jedna przegrana bitwa to jeszcze nie przegrana wojna. Zresztą czy tak do końca przegrana? Co takiego powiedział Tusk, że wygrał, to że nie odpowiedał na pytania i unikał odpowiedzi nie oznacza, że jest lepszy w merytoryczne klocki.


Mam też takie oto spostrzeżenie, to że dziennikarze unikają potępienia kiboli PO, nie oznacza, że wielu „wyborców” może być zniesmaczonych zachowaniem widowni. Starszym osobom, a także tym, które oczekiwały na poważną dyskusję, nie przypadło do gustu skandaliczne zachowanie bojówek PO. To ma być ta „wykształcona” młodzież, która nie wyemigrowała jeszcze do Irlandii?

Uważam, że po raz kolejny PO sama się pogrzebie i to w ciągu paru następnych paru dni. Zakładam, że upojeni „pozornym zwycięstwem” rosnących słupków w sondażach, politycy PO sami sobie wbiją samobója (jakiego to nie wiem), porzez swoją butę i chamstwo. Czekam na tyrady w mediach Komorowskiego i Niesiołowskiego, komentarze Miecugowa, Żakowskiego i Lisa. Po drugie pozostaje jeszcze debata z Aleksandrem Filipińskim, która może odslonić prawdziwe zamiary Donalda. Tusk nie przekonał elektoratu PiS-u, a jedynie ten chwiejny LiD-u i wyborców niezdecydowanych, i w tych środowiskach PO może zyskać. Wszystko to może się jeszcze zmienić gdyby debata Kwaśniewski-Tusk okazała się wpadką Tuska, albo gorzej jakims gorszącą wymianą ciosów pomiędzy przyszłymi koalicjantami (w co raczej wątpie). W każdym razie zarówno PO, jak i LiD mają okazję na pogłębienie przeciwnika w poniedziałkowej debacie.
Jedno pewne, Tusk knuje koalicję z LiD-em i rządy absolutne. Opanowanie tvp, przejęcie Rzepy, zamknięcie GP, komisje przeciwko Ziobrze i Kaczyńskiemu, takie będą pierwsze posunięcia Tuska. Potem zgoda na „rurociąg”, oddanie berlinki, klepanie po plecach i pochwały w gazetkach eurorzeszy. No i klaka w mediach i orgazmy prorządowych dziennikarzy, będą kwilić z uciechy jaka to „złota wolność w Polszcze zapanowała”, gdy się wyniszczy wrogie media. W międzyczasie dużo „geszeftów” dla sponsorów PO i LiD-u, otwarcie prywatyzacji przez „zagramaniczny kapitał poprzez rabunek”. Strach bierze co dalej....


Trzeba dodać, że jedna wygrana debata (z pomocą chamskich bojówek) nie czyni z Donalda raptem „skutecznego” premiera, czy też wiarygodnego polityka. Wbrew pozorom, podnosi tylko poprzeczkę, której Tusk nie jest w stanie podołać. Zaś POLiD będzie końcem Donalda jako polityka i PO jako formacji politycznej. Poczekajmy do dnia wyborów, wtedy zobaczymy jak się te figury ustawią na szachownicy, gramy dalej.
Aż do śmierci, albo zwycięstwa.

Filipinka grasuje III (co kupił ciemny LiD?)

Sprawa Filipinki Kwaśniewskiego jest ostatecznie zamknięta, Kwaśniewski nie chorował, ani tym bardziej nie choruje na żadną zakazną chorobę. Kwaśniewski jest po prostu alkoholikiem i „krętaczem”.Sanepid próbował od wczoraj dotrzeć do lekarza, który leczył Kwaśniewskiego. Inspektorzy obawiali się, że prezydent od lipca (gdy rzeczywiście odwiedził Filipiny) mógł zakazić tajemniczym wirusem wiele osób w jego otoczeniu.
Okazuje się jednak, że byłemu prezydentowi ani jego otoczeniu nic nie grozi. Kwaśniewski nie cierpi na żadną zakaźną chorobę.Poniżej jest kopia listu, którą lekarz domowy Kwaśniewskiego przesłał do warszawskiego sanepidu: ”Dnia 13.07.2007 r. zadzwonił do mnie p. Aleksander Kwaśniewski z prośbą o pomoc lekarską. Skarżył się na bóle w obrębie jamy brzusznej, które, jak twierdził, utrzymują się od czasu wylotu z Filipin. Na podstawie badań i konsultacji wykonanych w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie ustalono rozpoznanie i wdrożono odpowiednie leczenie farmakologiczne i dietetyczne. Nie stwierdzono znamion choroby zakaźnej stanowiącej zagrożenie dla otoczenia”. Kabaret w sprawie choroby wirusowej Aleksa został zakończony i dochodzenie epidemiologiczne zamknięto. Portale internetowe podają, że nie potrzebna jest już kwarantanna, której , trzeba by było poddać wszystkie osoby z otoczenia eks-prezydenta, a także osoby które skarżyłyby się na jakiekolwiek dolegliwości przypominające „tajemniczą chorobę wirusową przywleczoną z Filipin".
Trzeba przypomnieć, że Kwaśniewski zaprzeczał że, by był pijany na konwencji w Szczecinie: „Biorę silne leki, których nie można łączyć z alkoholem, więc nie łączę”.
W obronie Kwaśniewskiego wystąpili dzisiaj czołowi Politycy LiD, którzy uznali kłamstwa Kwaśniewskiego za aferę za czysto polityczną i domagają się odwołania Głównego Inspektora Sanitarnego, który wykonywał swoje obowiązki i polecił wszcząć dochodzenie epidemiologiczne w sprawie tajemniczej „filipinki”.
Reasumując,co powie Kwaśniewski to i tak ciemny LiD kupi. Patrząc na reakcje politykierów z LiD-u, ich frustracja jest wprost proporcjonalna do "upadającego ałtorytetu" prezia.
Życie dogania kabaret, a kompromitacja LiD-u może budzić tylko niesmak. Pomyśleć, że takie osoby jak Frasyniuk rozmieniają na drobne swój solidarnościowy etos, poprzez kłamstwa i alkoholizm Kwaśniewskiego.
W każdym bądz razie jest to kara za konszachty z gangsterami i kłamcami, tym razem na sprawiedliwość nie czekaliśmy długo.

czwartek, 11 października 2007

Filipinka grasuje II


Dobra wiadomość dla wszystkich osób, które miały to nieszczęście, aby zetknąć się z zarażonym tajemniczą chorobą Aleksandrem Kwaśniewskim.

Warszawski sanepid będzie szukał tajemniczej „Filipinki”, na którą zapadł były prezydent Alexander Kwaśniewski. "To nasz obowiązek" jak to powiedział w radiu Tok FM Główny Inspektor Sanitarny Andrzej Wojtyła.
Cieszy mnie to bardzo, ponieważ osoby obecne podczas konwencji LID-u w Szczecinie mogły stać się ofiarami nieodpowiedzialnego eks-prezydenta. Nie wolno pozwolić na rozniesienie się w Polsce tajemniczej i niezwykle groznej choroby (co było widoczne na zdjęciach dokumentalnych). Trzeba dbać o zdrowie „wszystkich Polaków”, prawda?
Postępowanie wszczęto na podstawie ustawy o chorobach zakaźnych i zakażeniach. Mam nadzieję, że samego prezydenta Kwaśniewskiego zbada jakiś specjalista od tropikalnych chorób wirusowych. A oto oficjalne pismo skierowane do Aleksandra Kwaśniewskiego przez GIS (Główny Inspektor Sanitarny):
"W związku z podejrzeniem zawleczenia do Polski choroby zakaźnej (...), polecam wszczęcie dochodzenia epidemiologicznego i podjęcia wszelkich niezbędnych czynności wobec Pana Aleksandra Kwaśniewskiego, byłego prezydenta, w celu wyjaśnienia, czy zaistniała sytuacja grozi rozprzestrzenieniem się zakażenia oraz ustalenie, czy osoby kontaktujące się z chorym nie wymagają podjęcia wobec nich działań zapobiegawczych lub skierowania ich na leczenie"
Sam dokument został podpisany przez zastępcę Głównego Inspektora Sanitarnego Pawła Policzkiewicza. Przypadkiem Kwaśniewskiego ma się zająć Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Warszawie, a pytany o szczegóły choroby zostanie lekarz, który zdiagnozował A. Kwaśniewskiego."Jeżeli faktycznie to zagraża zdrowiu lub życiu ludności, to trzeba będzie podjąć działania zapobiegawcze w stosunku do ludzi, którzy mają styczność z tą chorobą" – stwierdził w radiu Tok Fm Andrzej Wojtyła.
Wobec możliwej kwarantanny wszystkich osób, które zetknęły się, lub zetkną się z zarażonym tajemniczą chorobą zakazną Kwaśniewskim, debata Tusk-Kwaśniewski staje pod wielkim znakiem zapytania.
A może Kwaśniewski to jednak nie "Wunderwaffe" LiD-u, ale złych kaczorów? Następny ukryty Konrad Wallenrodt Kaczyńskich?