piątek, 21 grudnia 2007

Donald żuje gumę.




Temat dla macherów ze szkła kontaktowego.
Uśmiechnięty Donald Tusk żuł gumę podczas uroczystości obalenia granic.
Serwisy internetowe donoszą, że Donaldzik Tusk został przyłapany na żuciu gumy “podczas oficjalnej uroczystości z okazji wejścia Polski do strefy Schengen”. Nasz premier wypluł gumę na krótką chwilę przed podaniem ręki witającemu się z nim urzędnikowi.

"Donald Tusk podczas przemówienia Angeli Merkel kilkakrotnie zbliżał rękę do twarzy maskując drapanie, po czym przy czwartym podejściu pozbył się gumy."
http://wiadomosci.onet.pl/1663033,11,item.html
Według sms-owej sondy szkła kontaktowego, prowadzonej według standartów Tomaszka Lisa, Donald Tusk wyżej wymienioną gumę:
schował do kieszeni.
rzucił na ziemię
przykleił Angeli do rękawa za to, jak się z nim oschle obeszła podczas ostatniej wizyty.
połknął, nasz premier nie zrobiłby czegoś takiego jak nieobyte kaczory. Według naszej sondy sms-owej, takie “niegodne” dywagacje wobec szalenie POpularnego premiera, są PO prostu nie na miejscu.
Właśnie tak, a nie inaczej zagłosowało 99.9% naszych widzów.

Dziękujemy państwu, żegnamy się z państwem tratata....

Przypominamy, że od nowego roku nastąpi zmiana formuły programu, mniej będziemy się zajmować polityką, więcej innymi tematami. Skoro w polityce jest dobrze, to PO co krytykować, tylko dla krytykanctwa?

czwartek, 20 grudnia 2007

"Donald nie jest krwiożerczy"


Nasz uśmiechnięty premier Donald zapowiadział dziś, że w pierwszym tygodni stycznia spotka się z obecnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Być może będzie to ostatnie spotkanie z panem Kamińskim jako szefem CBA.

Donald zapewnił uśmiechniętych dziennikarzy, że „dużo zależy od przebiegu tego spotkania, ja nie jestem typem krwiożerczym” Donald przyznał, że wolałby współpracować z szefem CBA, który „walczyłby z korupcją, a nie politycznymi konkurentami”.Donald Tusk potwierdził, że zapoznał się z raportem na temat CBA, opracowanym przez bohaterską Julkę Piterę od Forda. Aby nie pozostawić wątpliwości wyjaśnił, że raport Pitery „utwierdził go w przekonaniu, że szef CBA powinien precyzyjnie wyjaśnić, dlaczego wielu Polaków miało wrażenie, że służył bardziej partii rządzącej niż rzeczywistej walce z korupcją.”

Zgodnie z harmonogramem styczniowym odwołanie Kamińskiego nastąpi tuż przed przejęciem mediów i dekaczyzacją w prokuraturze. Miejmy nadzieję, że PO nie zacznie zapełniać więzień jak to grożą posłowie POLiD-u w czasie debat sejmowych. Z pewnością spać spokojnie będą mogli sędziowie, którzy w stanie wojennym sprzeniewierzyli się zasadzie niezawisłości i niezależności. Bo zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego nie będzie można im uchylić immunitetów. W ten właśnie sposób niemożliwe staje się postawienie im jakichkolwiek zarzutów przez IPN.
Sąd Najwyższy uznał, że komunistyczni sędziowie musieli stosować dekret o stanie wojennym, bo nie mogli sprawdzić, czy łamie on konstytucję, czy nie.
Panowie i panie z PełO, możecie być dumni dołączyliście do światłych obrońców „ludzi honoru”. Dzięki waszym rządom już dzisiaj: kaci i ich mocodawcy mogą spać spokojnie. Od stycznia odetchną mafiozi i złoczyńcy czyli będzie „Irlandia”, albo raczej Rywinlandia.

wtorek, 18 grudnia 2007

Powrót normalności

Jest już „nowy styl” w prokuraturze, otóż nowa pani prokurator apelacyjna w Katowicach, Iwona Palka, która zajęła miejsce wyrzuconego Tomasza Janeczka zawezwała wszystkich swoich zastępców, naczelników wydziałów, a także szefa prokuratury okręgowej na krótką przemowę. Wszyscy niecni „kaczyści” usłyszeli od Palki, że albo sami napiszą podania o przeniesienie na inne stanowiska, albo będą zwolnieni z pracy w trybie natychmiastowym. Pełna miłości i uśmiechu pani Palka nakazała się spakować także wstrętnej sekretarce byłego szefa prokuratury apelacyjnej, co to się wysługiwała przeszłemu reżymowi. (słusznie, niech „bydło zna swoje miejsce).
Jak powiedział dziennikowi.pl jeden z katowickich śledczych:
"Największe upokorzenie spotkało naszego byłego szefa. Został skierowany do wydziału postępowań sądowych, tak zwanej sądówki, czyli miejsca, gdzie przekłada się papierki. Przeniesiono go tam, mimo jego próśb, że chce nadal prowadzić śledztwa, bo był zawsze prokuratorem liniowym"
"Zwykle w takich wydziałach pracują prokuratorzy, którzy nie nadają się do prowadzenia śledztw. A on deklarował, że z wielką chęcią obejmie funkcję nawet w najmniejszej prokuraturze rejonowej, byle mógł pracować, jak do tej pory. Ale spotkał się z odmową. To było dla nas wszystkich jak policzek".
Prokuratorzy ci, prowadzili głośne śledztwa w czasach gdy w Polsce rządziły ciemne siły Ziobry. W tej chwili takie śledztwa jak, m.in. tajnych kont polityków lewicy, sprawy fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego i kasjera lewicy Petera Vogla, a także mafii węglowej i sprawy podejrzenia Barbary Blidy o korupcję, oraz śmierci górników w kopalni Halemba, zostaną przejęte przez innych, bardziej obiektywnych prokuratorów.
Rzeczniczka prokuratury apelacyjnej w Katowicach Bożena Jaworek-Kaziród nie chciała mówić o sprawie. "W tym roku nie przewidujemy zmian" - odpowiadała na każde pytanie.
No pewnie zmiany nastąpią od stycznia 2008 roku, niech nikt nie twierdzi, że chłopaki i dziewczyny nowego ministra nie potrafią zręcznie obróć kota ogonem. Do nowego roku zostało, phi... jakieś 2 tygodnie?
Nieszczęsny Zbigniew Ziobro jeszcze nie zrozumiał, że wróciło stare, a i on wkrótce stanie przed prokuratorem miłości.
"To jest horrendum jak z Mrożka. Jak można tak szykanować i upadlać ludzi, to skandaliczne marnowanie potencjału prokuratorów. Jak można było odmówić prokuratorowi, który chce prowadzić śledztwa. Chciał pracy cięższej i na pierwszej linii, tam, gdzie mamy w Polsce największe braki. I skierowano go do sądówki? Teraz widać, jak prawdziwe jest oblicze polityki miłości panów Ćwiąkalskiego i Tuska. To tak, jakby wykwalifikowanych kardiochirurgów z czystej zemsty skierować do pracy na izbie przyjęć".
Do sądówki "zesłano" także prokuratora krajowego Dariusza Barskiego i szefa wydziału przestępczości zorganizowanej prokuratury krajowej. Oj mafia się cieszy, nareszcie będzie porządek w tym kraju. Minęła noc kaczyzmu, nastaje nowy, piękny i uśmiechnięty dzień.

Podobne czystki nastąpią wkrótce na stranowiskach prokuratorów apelacyjnych w Łodzi, Białymstoku, Wrocławiu i Gdańsku. Powrót normalności w prokuraturach datuje się już od 12 grudnia, wtedy to nowy minister Ćwiąkalski wyrzucił pięciu prokuratorów apelacyjnych awansowanych przez Ziobrę. Swoje funkcje stracili szefowie prokuratur apelacyjnych z Warszawy, Krakowa, Katowic, Lublina, Rzeszowa oraz stołeczny prokurator okręgowy, a szykują się jeszcze dalsze zmiany. Pozostaje się tylko cieszyć z takich pozytywnych zmian.
No nic dziwnego, że PO wygrała w zakładach karnych. Nie dziwią uśmiechnięte facjaty właścicieli III RP, wróciła „normalność”, czyli Rywinland. I to jak szybko. Dobrze, że w tych wyborach polski naród dorósł do demokracji, budujemy drugą „Irlandię”, aby wszystkim, żyło się lepiej.

poniedziałek, 17 grudnia 2007

Polska to potęga.

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapewniał szefa BBN-u Władysława Stasiaka, że Polska „na dzisiaj” posiada gotowy i uwzględniony z partnerami wojskowymi w Iraku i USA harmonogram wycofywania się z interwencji irackiej.
Oboje panowie politycy są zecydowanie przekonani, że osiągnięcie kompromisu między rządem a pałacem jest "blisko".
Według Stasiaka to "bardzo dobrze, że prezydent dostanie wniosek rządu ws. misji wraz "z uzasadnieniem i odpowiedzią na pytania, które zostały postawione". Także szef Monu-u pan Klich wyrażał zadowolenie ze spotkania, a samą rozmowę z wysłannikiem prezydenta określił krótko jako "istotną, potrzebną i pożyteczną".
Ostatecznie wychodzimy z z Iraku 31 października, a według obu polityków jest to konkretny gest w kierunku sojusznika amerykańskiego.
Jeśli więc zgodnie z zapowiedziami rządu i prezydenta rozpoczniemy „wyjście z Iraku” w pazdzierniku 2008 r., a w Czadzie według premiera Tuska trafimy już wiosną tego samego roku, to 2008 rok zapisze się w historii jako rok trzech wojen jednocześnie. Ostatni taki „gorący” czas, to chyba wojny Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dzięki polityce Donalda Tuska staliśmy znowu potęgą. I niech nie kraczą kaczory, że Tusk nie potrafi prowadzić polityki międzynarodowej, potrafi i to z jakim rozmachem. Wprawdzie armie te słabowite, ale trzeba rodzielić siły na 3 różne fronty: Irak - 900, Afganistan - 1200, Czad - 350, razem 2450 żołnierzy. Jesteśmy potęgą to i stać nas na to? Czyż nie? Tylko gdzie są ci wszyscy „dziennikarze” ujadający na złych kaczorów, przecież są to de facto interwencje w imię interesów innych państw: Francji, Niemiec i USA. Po co jedziemy w takim razie do Czadu? Jakie mamy tam interesy? Czemu wysyła się polskich chłopaków, żeby ginęli dla francuskich interesików? Czy ktoś spytał o zdanie to polskie „bydło”? Gdzie jest nasz fachowiec od dyplomacji pan Bartoszewski? Gdzie światowiec „afganiec” Sikorski?Czy wymogła to na Tusku „wskrzeszona” dyplomacja Geremka i salon europejski? Czemu zabiegamy o względy Francuzów, tak jak kiedyś zabiegaliśmy o względy USA?
Przypomnijmy sobie, że według umów międzynarodowych UE nie jest organizacją powołaną do przeprowadzania operacji wojskowych, dlaczego więc unia wysyła polskie oddziały do francuskiej kolonii w Afryce? Co Polacy mają do roboty w Czadzie? Czy ktoś mi to potrafi wyjaśnić? Najlepiej któryś z dziennikarzy Gazety Wyborczej.
"Jak panna nie jest ani ładna, ani posażna, to przynajmniej musi być sympatyczna". Wystarczy tylko na nią gwizdnąć....

"Dla dobra Polski"


Od słynnego expose naszego Donalda Roześmianego minęło już dobrych parę tygodni. Czy pamięta jeszcze ktoś o obietnicach Tuska co do „stylu” rządzenia i „zmian” a’ la PO? Miało być tak bardzo europejsko, czysto i klarownie. Miało być demokratycznie i "dla dobra Polski". A jak jest naprawdę?


W ciągu tych paru tygodni od przejęcia władzy, PO dokonało błyskawicznych „czystek” w urzędach wojewódzkich (do tej pory wycięto ponad połowę urzędników „średniego-szczebla” na których ledwie padło podejrzenie o sympatie z kaczystami). Oczywiście takie bzdety jak powiedzmy: kwalifikacje kandydatów, konkursy, rzetelność, czy chociażby uczciwość nie są zupełnie brane pod uwagę. Liczy się tylko jedno, wyciąć PiS do korzenia. (tak jak to genialnie radził nasz pokojowy noblista, przyszły „mędrzec ełropy”).

Po spektakularnych czystkach w ABW, policji, prokuraturze, czy PZU, następne w kolejce będą media, CBA, oraz wszędzie tam gdzie koalicja PO-PSL-LiD może odwołać urzędników państwowych. Platforma oficjalnie zapowiada także rychłe konkursy na członków rad nadzorczych Totalizatora Sportowego, a także Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Następne tygodnie przyniosą następne zmiany. Interesujące są reakcje mediów, o ile wyrżnięcie prezesów Pzu wzbudziło jakąś tam reakcję nawet wśród siepaczy GW-ej, to działania ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, są po prostu „odpolitycznianiem prokuratury”. A wszystko to, aby Polakom żyło się lepiej.
Z kolei według zjednoczonej koalicji medialno-politycznej inne wymiany, tudzież czystki są konieczne dla „dobra Polski”. I tak dla przykładu,wymiana członków od słodkich konfitur, czyli rad nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa, jest także „odpolitycznianiem” przez cywilizowaną koalicję PO-PSL. Zasada stosowana w dialektyce GW-ej jest tak prosta jak budowa cepa: gdy PO robi to samo, za co wcześniej krytykowało się siepaczy z PiS-u, to robi się to dla dobra Polski i zgodnie z zasadami demokratycznymi. Gdy PiS, jako partia bolszewicko-faszystowska, robiła to samo, co teraz robi PO, to wybuchała histeryczna kanonada, że Polska jest „zawłaszczana przez kaczystów z PiS-u”.


Czyli Nihil novi, ewentualnie come back to 1997, albo nawet, ho ho Polski 1995. Tylko prezydent nie ten, ale się go zmieni, też dla „dobra Polski”.


Tylko panowie dziennikarze przestańcie już pisać o „polskiej demokracji”, dobrze? Kto wam w to uwierzy, ci którzy już dawno wyjechali do Irlandii, czy może ci, którzy się właśnie pakują?

piątek, 14 grudnia 2007

"Przewrót kopernikański"


Nasz genialny i bardzo lubiany w unii premier Donald Tusk, (najlepszym dowodem była ta niedawna wizyta w Berlinie) pytany przez dziennikarzy o kulisy „lizbońskiej wizyty” oznajmił z radością, że polska delegacja otrzymała gratulacje za wysiłki poprawy stosunków z Rosją.
"Odbieraliśmy szczere i autentyczne gratulacje i podziękowania za próbę otwarcia i poprawiania relacji z Rosją”
"Wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że z wielką ulgą przyjęli fakt, że Polska może być ciągnącą stroną i dodającą energii, jeżeli chodzi o poprawę stosunków UE-Rosja, szczególnie wtedy, kiedy są one w kryzysie".
Jest więc to kolejny ważny sygnał, że staliśmy się „ciągnącą stroną i dodajemy energii”. Tak sobie myślę, że dodamy jeszcze więcej energii, gdy pozwolimy Rosjanom mieszać się w naszych wewnętrznych sprawach, a zwłaszcza w naszej rodzimej „energii”. Ewentualnie się tej „energii” pozbędziemy na rzecz cwańszych i bezwzględniejszych Rosjan, przy oklaskach europejskich salonów.
Druga drobna uwaga panie Tusk, Merkelowa nie uważa chyba, że kontakty tandemu Niemcy-Rosja są w jakimś tam kryzysie, skoro robi z Putinem gazowe interesy. Na które pan nie masz żadnego wpływu, prawda?
Słuchając „rozważań” uczonych dziennikarzy zastanawiam się dlaczego procesy podporządkowani polskiej polityki i wyzbywania się suwerenności opisują oni w kategoriach „sukcesów dyplomacji”. Dlaczego oczywisty paraliż polskiego MSZ-tu, a nawet świadome działania polskiego premiera służące wyzbywaniu się tych mechanizmów, które pozwoliłyby Polsce niezależną politykę, są reklamowane jako „skuteczna polityka”. Czy udało się nam coś załatwić w Niemczech? Czy sami skutecznie nie stawiamy się teraz w pozycji „chłopca do bicia”, przy kolejnych szykanach i grozbach Moskwy? Czy jest naprawdę powód, aby z odblokowania eksportu polskiego mięcha do Rosji, pisać tyle „pochwalnych” dyrdymałów?
Prawda jest taka, że rosyjska i niemiecka polityka realizuje swoje cele w Europie nie oglądając się za bardzo na interesy Czech, Estoni, czy „Irlandii”. W tym teatrze Tuskowi przypisano rolę uśmiechniętego statysty, który godzi się na wszystko. Taka jest gorzka prawda.


Jeśli chodzi o polskich dziennikarzy, to ich ostatnie analizy polityczne, bliższe są średniowiecznym wyobrażeniom o tym, że ziemia jest płaska. Ale cóż można wymagać od ludzi, którzy dla kariery i w ramach osobistej autocenzury obawiają się wyjść przeciwko „jedynie słusznym poglądom”. Pozostaje jedynie mieć własne zdanie i czekać na krach tej osławionej „Irlandii”, który prędzej, czy pózniej sam nastąpi. I to obojętne, w jaki sposób będą pisać o Kaczyńskich nasi „obiektywni dziennikarze” w ciągu następnych paru lat.
Jeśli chodzi o dziennikarzy GW-czej, tak reklamujących rządy Tuska, to radziłbym skupić się na prostej obserwacji nieba: gdzie slońce wschodzi, a gdzie zachodzi, i co z tego wynika. To tak na początek, żeby się bidoki w ferworze dyskusji znowu "nie pomylili", tak jak to często bywało od 1990 roku.

środa, 12 grudnia 2007

13 grudnia 1981 roku, Czas Apokalipsy




13 grudnia 1981 roku, czy potrzebne jest wiele słów, wystarczy jedno czarno-białe zdjęcie. Zdjęcie ukazujące beznadziejność polskiego narodu w tym dniu. Taki polski „Czas Apokalipsy”. Co mogą zrobić cywile przeciwko tankom? Co mogą zrobić kobiety i dzieci, gdy stają wobec uzbrojonych zomowców i żołnierzy. Jakie upokorzenie mogą czuć mężczyzni? Upokorzenie i strach, pomieszanie ze wstydem, a jednocześnie ze wstrętem do siebie samych, że się tak boją się tych czołgów, które 10 lat temu strzelały do bezbronnych cywilów.
W 1981 roku miałem 14 lat, tego dnia skończyło się nieodwołalnie moje dzieciństwo. Zaczęły się ponure dni stanu wojennego. Najpiękniejsze lata mojej młodości, jednego dnia zamieniły się w szarawo-drętwy koszmar zdychania komuny. Codziennej godziny policyjnej, strachu w szkole, strachu na ulicy, poczucia gniewu i upokorzenia gdy legitymował mnie kolejny zomowski patrol. Te głupie pytania, gdzie mieszkam, gdzie idę, po co, do kogo, niedopowiedziane grozby. Poczucie stłamszenia i lęku. Tak narodziło się pojęcie „dzieci stanu wojennego” (ktoś mądrzejszy tak nas właśnie określił), młodych chłopaków i dziewczyn, codziennie tresowanych w tym straszliwym baraku obozu socjalistycznego, jakim była Polska.
Zdawaliśmy test z człowieczeństwa podczas codziennego legitymowania, stania w kolejkach za chlebem, comiesięcznego rozpędzania demonstracji, straszenia i poniżania.
Następne lata były przepełnione kafkowską depresją, kolejkami po ochłap mięcha, emerycką nędzą, powszechną beznadzieją, kłamstwami, propagandą i urbanowskim szyderstwem. Polska lat 80-tych to szary kraj popadający w ruinę, kraj z którego uciekał każdy kto mógł, kraj w którym dziewczyny sprzedawały się gościom hotelowym za 5 dolarów i prosiły żeby ich tylko „stąd zabrać”. Polska, gdzie wszystko przestawało mieć sens i znaczenie, a wódka była na kartki. Kraj tragiczny i zakłamany, tak jak i obecna pamięć o tym, co się wtedy naprawdę wydarzyło.




I jeszcze jedno.Nie pier....lcie, że czerwony jerenał Jaruzelski „zrobił nam dobrze”. Kłamstwa o inwazji ZSRR to dziś fakty historyczne, poparte opracowaniami historycznymi. Prawda jest taka, że stan wojenny to pomysł Jaruzelskiego. ZSRR w roku 1981 był uwiązany w Afganistanie, nie mógł sobie pozwolić na wojnę domową w Polsce, groziło to rozpadem imperium.
Jaruzelski mógł negocjować bardzo dużo dla Polski i Palaków, pod jednym tylko warunkiem. Musiałby by być Polakiem. Jednak nie był Polakiem, Jaruzelski był przede wszystkim komunistą, czerwonym namiestnikiem, los jego własnego narodu niewiele go wtedy obchodził. Najważniejsza była partia i ZSRR.
Jaruzelski to zdrajca, i takim go właśnie zapamięta historia.

wtorek, 11 grudnia 2007

Wierszyk

Wierszyk, który chodzi sobie po necie:

Za Piterę co kocha lewusków
Wielbimy Cię Tusku
Za Platformę pełną nerwusków
Wielbimy Cię Tusku
Za Waldka obrońcę KRUZ-ków
Wielbimy Cię Tusku
Za tanie przeloty do brukselskich tuzków
Wielbimy Cię Tusku
Za Bronka co jamajską prasę czyta w łóżku
Wielbimy Cię Tusku
Za podróż rządową w ciasnym autobusku
Wielbimy Cię Tusku

Cdn.

niedziela, 9 grudnia 2007

Rzucam rękawicę "obrońcom" ministra Ćwiąkalskiego.

Pytania (z jajem) na blogu Zbigniewa Girzyńskiego.
Zbigniew Girzyński poseł klubu parlamentarnego PiS zadał parę interesujących pytań nowemu ministrowi „sprawiedliwości” Zbigniewowi Ćwiąkalskiemu. Oto one:· Czy planuje Pan Minister przeznaczenia na aukcje charytatywne innych mogących się cieszyć sporym zainteresowaniem przedmiotów związanych z funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości?
· W szczególności chciałem dowiedzieć się jakie są szanse nabycia oryginału napisanej przez Pana Ministra ekspertyzy na rzecz znanego lobbysty Marka Dochnala?
· Czy istnieje możliwość licytacji pióra, którym podpisywał Pan opinię prawną dla Ryszarda Krauzego?
· Jakie są szanse na pozyskania na cele charytatywne togi w jakiej reprezentował Pan poszukiwanego od kilkunastu lat byłego prezesa firmy Biofrem Tomasza Wróblewskiego?
· Czy nie zechciałby Pan przekazać na cele dobroczynne kopii umowy zawartej z Pana klientem byłym senatorem Henrykiem Stokłosą?
· Doceniając zaangażowanie Pana Ministra w działalność charytatywną i z pełnym uznaniem dla Pana dotychczasowego dorobku zawodowego, który zawiódł Pana na szczyty prawniczej hierarchii i funkcji Ministra Sprawiedliwości pragnę zapytać czy byłaby szansa na uzyskanie dla potrzeb charytatywnych innych cennych pamiątek dotyczących Pana kariery zawodowej? Wdzięczny byłbym zwłaszcza za możliwość pozyskania Pana legitymacji członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a także za podpisy protokołów egzekutyw prowadzonych przez Pana jako Sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR na Uniwersytecie Jagiellońskim?
Patrząc na wczorajsze dyskusje na blogach (w tym na moim) "dotarło" do mnie, jak wielu jest obrońców nowego ministra. Może więc, koledzy (koleżanki) blogerzy "proreżymowi" wypowiecie na temat tych prostych pytań? Udowodnijcie mi proszę, że jest to właściwa osoba na tym stanowisku.
Rzucam Wam rękawicę!
Czekam. Pistolety nabite, sekundanci gotowi, karetka czeka.

sobota, 8 grudnia 2007

Rozmowa osobista

Jarosław Kaczyński zaprosil swych eks-wiceprezesów na osobistą rozmowę. Kazimierz Ujazdowski , Ludwik Dorn i Paweł Zalewski są nadal zawieszeni w prawach członków partii, ale jak podkreśla wielki strateg: "Jest podstawa do rozmowy". Kaczyński dodaje też: „chcę szybko zakończyć tę sprawę.”
Wczoraj za Kaczyńskim głosowało 85 procent działaczy czyli 810 osób z 1020 delegatów. W tajnym glosowaniu tym tylko 50 delegatów było przeciw, a 77-miu wstrzymało się od głosu. Dzialacze PiS-u w zdecydowany sposób poparli prezesa.
Z Takiego obrotu sprawy byl wyraźnie zadowolony nasz genialny prezes PiS-u. Ten „przykry incydent trzech zbuntowanych wiceprezesów” (zgrabne porównanie nie powiem) Kaczyński chcialby zakończyć już w przyszłym tygodniu. "Być może wybaczę jawnogrzesznikom" uroczo zażartował zly kaczor. Ciekawe co dalej? „Buntownicy” dostaną naganę i pogodzą się z realiami? Chyba nie mają za bardzo wyjścia. Patrząc na to co wyrabia POPSL, to nie czas żalować Zalewskich, gdy Pawlakowie podpalają Polskę. Ale co na to tefalen i nasi „obiektywni” dziennikarze? Przecież wieszczono już koniec PiS-u i „śmierć” IV RP. Nie tak szybko.

Politka za czasów Platformy.


Polityka za czasów Platformy.
Zacznijmy od deklaracji nowego szefa MSZ-u Radka Sikorskiego w sprawie „nowej polityki wschodnej”: „Nowy polski rząd jest gotów podjąć konsultacje z Rosją w sprawie rozmieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy”
„Akceptujemy Rosję taką jaka jest i chcemy robić z Rosją interesy”.
Nie sądze, żeby komuś byly potrzebne komentarze, co do tego co tak naprawdę powiedzial R. Sikorski. Wychodzi na to, że my (Polacy) PO prostu „akceptujemy Rosję taką jaka jest”. Nie trzeba nikomu przypominać jaka jest polityka Rosji wobec Polski od ponad 5 lat. Nie wspomnę o terrorze politycznym w Rosji i grozbach pod adresem europejskich stolic. Nie tak przecież dawno, prezydent mocarstwowej Rosji Władimir Putin, groził calej Europie, że w przypadku rozmieszczenia „tarczy” w Polsce i Czechach rosyjskie glowice nuklearne zostaną „nastawione” na europejskie metropolie. Ale czy to takie ważne, my akceptujemy Rosję taką jaka jest.
Co w temacie bezpieczeństwa energetycznego ma do powiedzenia PO?
Wedlug wicepremiera Waldemara Pawlaka „Kommiersant Daily” zle przetlumaczyl jego wypowiedz, z której to wynikało, że rosyjskie firmy bez żadnych problemów przejmą polskie przedsiębiorstwa energetyczne. Zobaczymy co Donek zaproponuje Rosjanom w zamian za sprzedaż „polskiej padliny” (jak to pogardliwie określają nasi prijaciele ze wschodu).
Zdrada Ukrainy, państw Baltyckich i Gruzji.
Ukladny premier Tusk zapowiedzial, że polski rząd nie będzie już dłużej blokował negocjacji na temat przyjęcia „demokratycznej” Rosji do OECD. Cóż to oznacza? Po pierwsze oslabia naszą pozycję lidera w tej części Europy. Państwa, które tradycyjnie szukaly w Polsce oparcie wobec dyktatu Moskwy, zostaly zdradzone i skazane na „petenctwo” u klamki Berlina. Warszawa pojednawczo wycofuje się z „aktywnej polityki”, kosztem nie tylko swoich interesów, ale zdradzając naturalnych sojuszników Warszawy. Pewnych szkód nie uda się naprawić w ciągu następnych lat, bo politykę miedzynarodową buduje się latami, a nie zmienia raptem o 180 stopni. Tusk i Sikorski poprzez swoją chaotyczną i nieprzymyślaną „strategię” roztrwaniają to co budowala Fotyga (obojętnie czy się ją lubi, czy nie) w ciągu ostatnich 2 lat. Polska bez oporów i „pokornie” przyjmuje pozycję berlińskiego wasala, zdając się na „pozytywne” decyzje na osi Berlin-Moskwa.


Przedziwna polityka Sikorskiego to logika jednostronnych ustępstw i wzięcie na siebie winy „zlych stosunków polsko-rosyjskich”, a także swiadoma marginalizacja polityki polskiej. Nie wiadomo do końca w imię czego. Wszystko to przy klace polskojęzycznych mediów i poklasku rozbawionych Niemców i Rosjan. Polacy pojęli jakie jest ich miejsce w rodzinie cywilizowanych narodów i „siedzą cicho”.
Trzeba jeszcze dodać, że premierowi Tuskowi zależy na tym, aby prowokować konflikty i ciągle oslabiać pozycję PiS-owskiego prezydenta, który ma odmienną wizję polityki zagranicznej. Wewnętrzne polskie konflikty, tak ochoczo eksponowane przez media, doskonale wykorzystają dyplomaci z Brukseli, Berlina i Moskwy.
Jeśli spojrzymy na historię Polski, to widzimy jak wiele zgubnych decyzji podjeli „nieodpowiedzialni politycy” (nie chcę tu użyć bardziej dosadnego slowa, które ciśnie się na usta) doprowadzając w ostateczności do marginalizacji i upadku państwa polskiego. Jeśli 3 tygodnie wystarczyly platformie na poczynienie takich szkód, to w jakim stanie będzie wyglądać państwo polskie za 4 lata?

piątek, 7 grudnia 2007

Rozmowa której tak na prawdę nie było


Rozmowa której tak na prawdę nie było.
Donald Tusk szuka wsparcia u swego nowego mentora Leszka Millera, jak podały portale internetowe. Wspaniale: miłość, miłość i jeszcze raz miłość.
Tajna ta rozmowa odbyła się w tak zwane „czteryje głaza” i trwała troszeczkę około godziny.
O spotkaniu Donaldzika z Leszkiem M., tym samym który jest powiązany z sitwą mająca Polskę w d... , nie miały pojęcia lemingi z wierchuszki PO. Chociażby taka nieważna minister „czegoś tam”, jak Julka Pitera.
Sama bohaterska „Julka od Forda” opisuje to mniej więcej tak: "Byłam wczoraj w kancelarii prawie cały dzień. Ale nic nie wiem o spotkaniu. Nie widziałam tam Millera". Może miał czapeczkę niewidkę, albo Julka jest niewidoma? W sumie Julka nie jest ważnym ministrem, więc nie musi się wszystkim interesować, może czytała w łazience gazetę?
"To dziwne, że jeżeli do spotkania doszło, to nikt z pracowników kancelarii o tym nie mówił. Przecież Miller jest rozpoznawalny i jeśli był w kancelarii, to na pewno ktoś go musiał widzieć". Dziwne, prawda, bohaterska Julka miała nas bronić przed mafią, przestępcami, a tu myszy pod nosem harcują. Ciekawe czy tylko udaje, czy naprawdę jest taka .... mądra.
Sprawę zaciemniał również pan poseł Janusz Palikot: "To niemożliwe. Znam pana premiera. Nie wierzę, że spotkał się z panem Millerem, bo niby po co?"
Jak to po co, chłopaki z „nocnej zmiany” muszą się naradzić co do dalszych planów. Co powiedzieć w Moskwie, z kim się skontaktować, co robić w sprawie kaczora prezydenta. Kto wie być może Leszek miał szczegółowe instrukcje dla Donka co do wizyty moskwieskiej, wiadomo długi trzeba spłacać, a platforma zadłużyła się PO uszy, u kogo tylko się dało. No mniejsza o to.
Donek jedzie do Moskwy, czarno to widzę, sprzeda Polskę za uścisk pogardliwego Putina. PO wizycie Donek przedstawi nam dwie nowe inicjatywy Donalda, tfu Putina: zgodę na rurę w zamian za świńską padlinę i zablokowanie tarczy antyrakietowej. Jak się będzie Donek starał to może wujek Putin da Donaldowi lizaka i łaskawie Poklepie PO pleckach. Polskojęzyczne media ogłoszą z pewnością „genialne otwarcie polityczne Donalda i umocnienie pozycji Polski w Europie”. To się panowie nazywa polityka, to jest ten „new style”. Ważne, że w Berlinie i Moskwie „sikają za Donaldem”, a w Polsce „sikają” wykształciuchy.

"Agresja" medialna i salon


Przez nasz salon-24 przetacza się obecnie dyskusja (od ściany do ściany), na temat „agresji i poziomu dialogów na blogach wśród blogerów”. W samym swym pierwotnym założeniu salon miał się stać miejscem, gdzie ludzie o różnych poglądach będą mogli „porozmawiać”. Skonfrontować się z argumentami drugiej strony. Dlaczego więc dyskusja „nie jest możliwa”?

Moim skromnym zdaniem, dyskusji w salonie nie można rozważać jako czegoś co dzieje się w próżni. Zwłaszcza, że takowa próżnia polityczna nie istnieje, sama zaś mityczna wolność słowa, to okres, powiedzmy sobie, ostatnich 3-4 lat. Nasilenie pluralizmu poglądów i dyskusji na tematy polityczne to zwłaszcza mroczne czasy dykatury „złych kaczorów”. Przypomnijmy, że w „złotych” latach 90-tych monopol na prawdę miała wyłacznie redakcja GW, podpierana opiniami sprzymierzonych „autorytetów medialnych”. Gorset tego co wolno myśleć i pisać trwa zresztą do dzisiaj, a sami dziennikarze poddają się ochoczo zabiegowi „autocenzury”. Autocenzura i próby kneblowania wolności wypowiedzi to także realia ostatnich 2 lat, Czego najlepszym przykładem jest sposób, w jaki samo środowisko dziennikarskie potraktowało dziennikarzy z Rzepy, gdy ci nie włączyli się w medialną nagonkę antypisowską. Jakie epitety i złośliwe przytyki spotkały redakcję i dziennikarzy Rzepy nie muszę nikomu przypominać. Dlaczego „artyści IV władzy” potraktowali tak chamsko i bezpardonowo swoich kolegów po fachu? Odpowiedz jest prosta, „bydlaki” z Rzepy mieli i mają swoje własne zdanie na temat sytuacji politycznej w Polsce, niepytani o zdanie wypełzli ze swoich „mrocznych jaskiń” i pisali o pariotyzmie, Polsce, o zgrozo nawet o polityce. Nie pytając się o zdanie głównych kapłanów III RP, tak jak i pozostałe 5 milionów „bydła”, które śmiało zagłosować na PiS, wbrew temu, że głosować na PiS, „to tak jak poprzeć faszyzm.”
I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy, kwestii przekazu i wolności słowa, moim skromnym zdaniem blogerzy nie są poddani tym samym naciskom, którym ulegają „czerwoni dziennikarze”, w swoim zamkniętym środowisku pismackim, tu nie ma tej swoistej „politycznej poprawności a’ la GW. Blogerzy na chamskie odzywki i prowokacje reagują w ten sam sposób, tu nie ma tej nie pisanej reguły, że ci z PiS-u muszą wszystko znosić w spokoju, ze wszystkiego tłumaczyć i dać sobie kopać w 4 litery. Rozjuszona tłuszcza, którą Żakowscy, Paradowskie, „autorytety” i artyści typu facet o czerwonych włosach, przekonali, że „wywalić całą swoją nienawiść” na pisuarach jest „cool”, wpadają we wściekłość, gdy atakowane ofiary się bronią, ba mają „moherskie” argumenty, których nie można tak łatwo wyśmiać. Często blogerzy, którzy ulegli iluzji GW-ej nie mogą pojąć, dlaczego nie górują intelektualnie i merytorycznie nad PiS-owskim „bydłem”. Przecież sondaże potwierdzają, że wyborcy PiS-u, to intelektualne dno.

Wracając do pierwotnego pytania: dlaczego normalna dyskusja „nie jest możliwa” w salonie? Czemu tu tyle agresji?
Ja mam prostą odpowiedz, to sami dziennikarze, „obiektywne” media i prasa są winne tej „agresji”, tego ciągłego podgrzewania nastrojów, i to nie tylko w salonie, w każdej dziedzinie życia. Dlaczego? Schemat się sprawdził, wyborcy w ciemno zagłosowali na partię bez programu, PO wygrała wybory i następuje restauracja III RP, a ostateczne zwycięstwo wydaje się bardzo blisko.... Tylko na czym to zwycięstwo ma polegać? Na zakneblowaniu oponentów, ocenzurowaniu i zaszczuciu? To ma być ta wyśniona „Irlandia”.

W momencie, gdy tzw. salon odzyskuje TVP, mnożą się grozby pod adresem Rzepy, dziennik wyborczy lawiruje wężykiem między prawą i lewą, działacze PO grożą i pohukują na niepokornych publicystów, niejeden z blogerów zadaje sobie pytanie jaka jest przyszłość „wolności wypowiedzi” w Polsce. Czy już za rok wrócą minione lata 90-te, wraz z ich upiorną logiką, korupcją i zakłamaniem?

Zadziwia w jaki sposób GW, tefałen, POsat, dziennik wyborczy, czy Polityka opisują rzeczywistość. Tradycyjnie „bije się” tylko w PiS, krytykuje się tylko PiS, „nienawidzi się” tylko PiS, wyśmiewa się tylko „moherów i pisuarów”, a ten kto ma odrobinę przyzwoitości i tego nie uczyni, automatycznie podlega dziennikarskiej anatemie.

Jaka jest więc przyszłość salonu? Taka sama jak polskiej polityki i polskich mediów, czarna.

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Korupcja w PiS-ie






PO raz kolejny „reżymowa” "Polityka" i tropiąca afery PiS-u Julka Pitera gawędzą na temat straszliwej korupcji w rządzie kaczofaszystów.Polityka: Nie wiedziała pani, że płacący służbowymi kartami ministrowie poprzedniego rządu byli najlepszymi klientami najdroższych warszawskich restauracji? Julia Pitera: A skąd miałam wiedzieć? Zresztą korzystali z tego nie tylko ministrowie. To jest pani zdaniem korupcja? Oczywiście. W ten sposób szefowie korumpują podwładnych. Kupują ich wierność w zamian za przywileje opłacane z budżetu.Opublikuje pani wyciągi z kart kredytowych poprzedniego rządu? Będzie z tego opublikowany oficjalny raport. To nie są tajne informacje. Art. 11 ustawy o finansach publicznych mówi, że finanse publiczne są jawne.Sensacja, Julka Pitera odkryła jak szefowie PiS-u korumpowali podwładnych. Kupowali ich wierność POprzez przywileje opłacanymi z budżetu, czyli obiadki w najdroższych restauracjach! Będzie tematu na cały rok, a ile radości, ile złośliwości i żarcików w szkle kontaktowym. Ile żeru dla lemingów z PO i histerycznych mediów, ile powodów dla onanistycznej agresji dla pismako-matołków.
W czasach, gdy 99% kredytów udzielanych czerwonej mafii nie była spłacana Polityka milczała. Gdy upadały banki, rozkradano majątek narodowy, gdy żołnierze WSI i czerwoni bonzowie parcelowali wszystko co można było ukraść w tym kraju Polityka milczała. Tak rodził się kapitalizm dla wybranych według Gazety Wyborczej i Polityki.
Dzisiaj w wywiadzie z Julką Piterą, Polityka odkryła przerażającą korupcję, obiadki w najdroższych restauracjach! Gdy próbowano powołać komisję bankową, która miała zbadać jak miliardy dolarów wyparowały z polskich banków Polityka wraz z GW twierdziła, że to „oszołomstwo”, „lepiej zapomnieć o tym co się działo w latach 90-tych”, nie wolno czepiać się światowych „ałtorytetóf” (Leszka B. i fundacji pana S.). Cała Polska odetchnęła z ulgą, gdy siepacze Ziobry zostali wdeptani w ziemię i wrócili prawowici namiestnicy.




Dzisiaj odkrywa się korupcję na nowo, czyli obiadki w najdroższych restauracyjkach. Brawo!!! Ciekawe, gdzie stołują się dziennikarze Polityki, oraz politycy koalicyjni: PO-PSL-LiD?
Trzeba powiedzieć wyraznie, cokolwiek zrobili kaczofaszyści było złe!
I taka to jest właśnie ta mediokracja dla lemingów i ćwierćinteligentów, teraz przez następne pół roku będzie się piętnować wypaczenia PiS-u.
W międzyczasie brukselski namiestnik będzie latał LOT-em, Grzesiek będzie kręcił lody, Ewka sprywatyzuje służbę zdrowia przez upadłość, a ruski agent sprzeda polską strefę Putinowi. Wszystko przy błogosławieństwie Brukseli, która dobrze życzy "Irlandii" jak donoszą polskojęzyczne media.
Mam przeczucie, że Polska jest w rękach "mrocznych sił", a plan podporządkowania "Irlandii" postępuje według diabolicznego, ale dobrze przygotowanego planu. Są wprawdzie dwa lata opóznień, ale widać, że nowa ekipa robi wszystko, żeby nadgonić opóznienia. Wesołych Świąt.