wtorek, 26 czerwca 2012

Prometeusz

Prometeusz wyreżesorowany przez Ridley-a Scotta warto zobaczyć tylko i wyłącznie w 3-D wymiarze. Film oglądany w standartowej wersji jest dużo mniej interesujący, o ile warto go w ogóle oglądać. Czym jest Prometeusz, jako dzieło filmowe? To swoisty powrtót Ridleya Scotta do mrocznych początków horroru w kosmosie, gatunku zdefiniowanego przez Scotta na początku lat 80-tych, niestety powrót ten jest nieudany. Sama idea Prometeusza jest dość ciekawa, niestety jest ona niespojna logicznie i krucha jeśli chodzi o dramaturgię postaci. Dzieło artystyczne Scotta można opisać w kilku słowach jako emocjonującą podróż do najmroczniejszych zakątków wszechświata w poszukiwaniu twórców „rodzaju ludzkiego”. Tylko tyle i aż tyle, prawda?
Postacie Prometeusza są mało wyraziste, a diabliczny android, który specjalizuje się w nauczaniu starożytnych języków, szpiegowaniu snów śpiących ludzi i oglądaniu czarno-białych filmów (Lawrance z Arabii) jest kontrastowo słaby wobec androidów z oryginalnych Alien I i Aliens. Kruche są filmowe dialogi, postacie wyżywają się w papierowych dyskursach, a wszystko podlane jest mroczną scenerią pełną błyskających światełek i diod, prawie jak w afrykańskiej knajpie. Jak wspomniałem wcześniej, celem wyprawy , jest poszukiwanie planety z której pochodzi pozaziemska cywilizacja „inżynierów”. Ta niezwykle rozwinięta pozaziemska cywilizacja dzięki skomplikowanej rekombinacji własnego DNA stworzyła, no właśnie... „człowieka”. Czy na swoje podobieństwo? Tego Scott nie chce do samego końca odkryć, ale możemy się domyśleć, że tak. Zwłaszcza, że „inżynierowie” postanowili unicestwić ludzkość jako gatunek. Pozostałych scen, tym bardziej niespójnych wydarzeń nie będę opisywał. Od momentu, gdy ziemski statek kosmiczny ląduje na ponurej planecie wypadki przebiagają według sprawdzonej dramaturgii. Gorszących scen nie zauważyłem, zaś maszyna aborcyjna powinna spodobać się każdej rasowej feministce. Tak więc na koniec, polecam ten film wyłącznie w wersji 3-D, jeśli akurat jest kiepska pogoda, albo komuś obrzydło Euro2012 i idioinformacje z przygłupowizora.