niedziela, 8 lipca 2007

Solidarność Walcząca







W czerwcu tego roku obchodziliśmy 25 rocznicę powstania organizacji wyroslej z idei Solidarności i dzialającej w czasie stanu wojennego. Mam na myśli oczywiście "Solidarność Walczącą Konrada Morawieckiego”. Solidarność Walcząca nawiązywala w swym programie do idei Armii Krajowej. To niezwykle, ale posiadala nie tylko: pieczęć, sztandar, godlo, podziemne wydawnictwa i kolportaż, ale także sąd, kontrwywiad i specjalny pion zajmujący się ZSRR i inne demoludy, czyli Wydzial Wschodni. Byla to organizacja skupiająca okolo 20 000 ludzi, dziwne, że slyszymy tak wiele na temat dokonań KOR-u, a cisza panuje wokól SW. Moje osobiste spotkanie z Solidarnością Walczącą to pózne lato 1982 roku. Pewnego dnia jeden z moich kumpli przyniósl świeżutkie ulotki i gazetki z monogramem Solidarności Walczącej. Dla mnie i wielu moich kumpli (dzieci stanu wojennego, bo kursuje takie pojęcie wśród mlodych historyków) powielaczowe pisma byly lekcją potriotyzmu, historii i prawdy. Do dnia dzisiejszego dla mnie i wielu Polaków Solidarność Walcząca to symbol buntowniczej i niesprzedajnej organizacji, która nigdy nie splamila przysięgi zlożonej Polsce.
A jak to sie wszystko zaczęlo? Otóż w czerwcu 1982 roku z podziemnej Solidarności wyrosla frakcja, która przyjęla nazwę „Solidarność Walcząca”. Nazwę tę zaproponowal bliski wspólpracownik Konrada Morawieckiego Tadeusz Świerczewski. Oficjalnie za odrębną organizację Solidarność Walcząca uznala się 11 listopada 1982 roku z chwilą wprowadzenia patriotycznej przysięgi.
Dlaczego musiala powstać Solidarność Walcząca? Pierwotnie byl to konflikt pomiędzy Frasyniukiem a dolnośląską Solidarnością dotyczącą manifestacji we Wroclawiu 1 i 3 maja 1982 roku. Konflikt ten narastal wobec „ugodowości” środowisk związanych z Walęsą i KOR-em wobec czerwonej junty. Pamiętam jakim wstydem napoil mnie list kaprala Walęsy do „generala Jeruzala”. Tego nie można bylo po prostu czytać, tylko chcialo się wyć z upokorzenia. Ostatecznie w 1983 roku Solidarność Walcząca byla osobną i niezależną formacją walczącą o niepodleglą Polskę.

Dzięki SW w moje mlode ręce wpadly takie książki jak „Archipelag Gulag”, czy biografia Pilsudskiego, o którym „nie wolno” bylo mówić na lekcjach historii.
Solidarność Walcząca nie byla organizacją terrorystyczną, a tak przecież, byla przedstawiana przez komunistyczną propagandę. Nie mogla tego udowodnić komunistyczna prokuratura i tak na przyklad w 1987 roku w procesie Bogdana Makowskiego ostateczny skazujący wyrok to: „nieplacenie podatków z tytulu podziemnej dzialalności wydawniczej” (!).
O dzialalności SW można by bylo dlugo, ale dla mnie osobiście najbardziej fascynująca komórką byl w tej podziemnej organizacji Wydzial Wschodni. WW skupial niezwyklych konspiratorów, którzy przykladowo szmuglowali podziemną prasę w językach rosyjskim, czeskim, czy ukraińskim do wszystkich bratnich baraków sowieckiego więzienia. Jakie konsekwencje mogla spowodować wpadka "na granicy", nie muszę nikomu wyjaśniać. Dla mnie odwaga i poświęcenie dzialaczy SW, którzy pracowali dla WW jest wyjątkowa i godna szacunku. Ludzie ci wypelniali szlachetne polskie motto: „za wolność naszą i waszą” i to w warunkach sowieckiego terroru.
Z dokumentów IPN-u wynika też, że SW byla traktowana w najbardziej bezwględny sposób przez SB-ecję, a żolnierze SW byli bezpardonowo niszczeni przez prl-owską juntę (morderstwa, deportacje, kary więzień i grzywien, które rujnowaly cale rodziny). Z moich osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że gdy podczas manifestacji wywieszaliśmy polską flagę z emblematem SW, to wokól nas pojawialy się natychmiast grupki sb-eków w cywilu. Można powiedzieć, że znak Solidarności Walczącej dzialal na nich jak plachta na byka. Lata 90-te to czas goryczy, prezydentura Walęsy, wygrana Kwaśniewskiego, dyktat GW i „ludzi honoru”. Jakie to smutne.
Tym bardziej, że to nie politycy SW stali się politykami, którzy „prywatyzowali”, „dorobili się z niczego pierwszego miliona”, „stali się ważnymi autorytetami”, gorzej, z moich obserwacji wynika, że w większości klepią biedę. Powolutku dożywają żywota w blokach z marną rentą, albo nie mają paru groszy na lekarstwa. Walczyli o wolną Polskę, o taką Polskę solidarną i piękną jak kazania Jana Pawla II-ego, w której zwyciężyla wolność i godność. Gdzie oprawcy nie szydziliby z nich jako "zaplutych solidaruchów".
Co mogą oglądać na zakurzonych, starych telewizorach? Kolejne afery sld-owskiej mafii, histeryczny wrzask i kwik schamialych elyt, kolejną wojnę „na górze”, imprezę u Walęsy, butę sb-eckich ekspertów od lustracji, promowanych jako autorytety moralne w tvn-ie?

Wieczorem po codziennej dawce "wiadomości" mogą się przejść cichymi uliczkami domków jednorodzinnych, tam gdzie mieszkają ci, którzy się nigdy nie narażali, ale robili "swoje", ewentualnie „się ustawili” już w tej nowej europejskiej III RP.
Może w trakcie spaceru zachwyci ich nowa willa sb-eckiego prominenta, który ich swego czasu prześladowal. Takie jest to życie, "polska rzeczywistość". Kogo to zresztą teraz obchodzi....?
Tak na koniec.
Jeśli ktoś będzie mial ochotę oglądnąć retransmisję koncertu „Zegar” z okazji powstania Solidarności Walczącej. Dzisiaj w programie II o 23:10.
Zresztą jesteśmy w tej wyśnionej „unii”, to i po co nam się więc epatować jakimś tam „hurrapatriotyzmem, który jest zaprzeczeniem patriotyzmu mądrego”.
A to link do Solidarności Walczącej.
http://www.sw.org.pl/




piątek, 6 lipca 2007

Nie można wymagać zbyt dużo od dziennikarzy.


Na swoim blogu Lukasz Warzecha opisuje swoją wycieczkę do Muzeum Powstania Warszawskiego wraz z grupą elit glównie z eurokolchozu.



Byli to eksperci, urzędnicy i kilkoro dziennikarzy z całej Europy i spoza niej, jak pisze pan Warzecha. Podczas tej „wycieczki” nastąpil pewien przykry zgrzyt, ale oddajmy komentarz samemu autorowi:
Wróciliśmy do autokaru, ruszyliśmy z powrotem do Natolina i wtedy niespodziewanie przemówienie przez mikrofon wygłosił Brytyjczyk z Europejskiego Banku Centralnego. Sens przemówienia był mniej więcej taki: „Jestem z pochodzenia Żydem, ale bardzo rzadko o tym mówię. Teraz muszę. Są różne wizje historii, niekoniecznie nieprawdziwe, ale selektywne. Ta, którą właśnie widzieliśmy, była mocno selektywna.
To był przykład nacjonalistycznej dumy. Moja rodzina uciekła z Polski przed prześladowaniami. Jeśli dziś słyszę, że z ponad trzech milionów Żydów po wojnie było w Polsce jedynie nieco ponad 200 tysięcy, to pytam, jaka była tego przyczyna. Faktem jest, że wielu Polaków chętnie wydawało Żydów Niemcom. Że działały mieszane niemiecko-polskie plutony egzekucyjne, które rozstrzeliwały Żydów. I że po wojnie w Kielcach miał miejsce pogrom. Przeszłość nie może przysłaniać przeszłości, zwłaszcza gdy nie można się nią chwalić"
No i jak się wtedy zachowuje nasz pan Lukasz? Oponuje, polemizuje, próbuje coś tlumaczyć, a może zaprzeczać? Nie zgadniecie, oto co zrobil Pan Warzecha, cytuję: Zdębiałem. Otwarta polemika nie miałaby sensu.
Pan Warzecha usiadl na 4 literach i pokornie milczal.
W swoim wpisie autor przyznaje, że większość „turystów” byla przekonana, że jadą do muzem Powstania, ale w warszawskim getcie.

„wielu spośród zagranicznych gości, którzy odwiedzają muzeum, jest przekonanych, że przyszli właśnie do muzeum powstania w getcie. Są niepomiernie zdziwieni faktem, że w Warszawie było jeszcze jakieś inne powstanie, o znacznie większym zasięgu i poważniejszych skutkach”.

Ba większość eurokratów nie ma bladego pojęcia na temat Polski, chyba, że padną haselka typu: antysemityzm, faszyzm, polskie obozy koncentracyjne albo nietolerancja.
Można więc przyjąć, że postawienie kropki nad i przez opisanego Brytyjczyka przywrócilo „wlaściwe” proporcje co do pojmowania ofiar II wojny światowej. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony „polskiego dziennikarza” to w jakimś sensie „przyznanie się do winy” (no bo jeśli się jest bez winy to się protestuje prawda?). A może pan Warzecha balby się skutków jakiejkolwiek polemiki. Kto wie, czy zostalby zaproszony na kolejną imprę z eurourzędasami po takim fau pax jak odklamywanie historii.
Może bal się skargi angola i latki „antysemity”, kto to tam wie do końca. Nie rozumiem jednak co znaczy w tym texcie takie oto zdanie: otwarta polemika nie mialaby sensu. Wnioskuję z tego posta, że „ynteligenci” nie podlegają takim samym prawom jak powiedzmy goście spod butki z piwem, którzy mogliby na przyklad warknąć angolowi. Warknąć coś niekoniecznie politycznego poprawnie i ustawić sytuację w odpowiednich proporcjach. Nie, ludzie wyksztalceni, nie zniżą się do otwartej polemiki z wplywowym angolem. To mi przypomina historię pewnego „ynteligenta”, który gdy pewnego razu jego żona byla obrażana w wyjątkowy paskudny sposób przez dwóch pijaczków, powiedzial cuś mniej więcej tak: ja na takie zaczepki wobec mojej żony nie reaguję.
Co do mnie, to ja angolowi bym odpowiedzial i to tak, że popamiętalby na cale życie, przypominając mu jak wiele Żydzi zawdzięczają Polakom. Zrobilbym to przy tej calej zagramanicznej śmietance, żeby byl większy poglos. Tyle jestem winny mojej rodzinie, która zginęla w Oświęcimiu i Powstaniu Warszawskim.
Ale to ja, a nie ma co za dużo wymagać od dziennikarzy, oni są tylko od „pisania”.

środa, 4 lipca 2007

Igrzyska już w 2008.


Gdy czytam na temat kolejnych uchwal potępiających Polskę, a to za lamanie praw czlowieka, a to znowu, za antysemityzm, czy też „prześladowanie ulubieńców UE”, to zastanawiam się czy slowa mają jakikolwiek sens.
Eurokolchoz potępia Polskę za nieistniejące prześladowania, a w tym samym czasie handluje i nadskakuje chińskiemu smokowi.
Wezmy taką sprawę jak organizacja igrzysk przez Chiny. O ile pamiętam ze starożytnej historii, czas igrzysk byl czasem pokoju, czasem aby przemyśleć konflikty, ba nawet dogadać się. Oczywiście sama idea igrzysk byla częstokrotnie pogwalcona, w 1936 roku olimpiadę otwieral nazista Hitler (naziści to taka „politycznie poprawna” forma opisywania niemieckiej historii, nie zdziwilbym się więc gdyby Hitler byl w jakimś stopniu powiązany z Polakami i polskimi obozami koncentracyjnymi, o czym wie każde dziecko w Hameryce i Izraelu). Inną ciekawostką a' la olimpiada, byly slynne igrzyska w Moskwie, które odbywaly się w tym samym czasie gdy rosyjscy soldaci miotaczami ognia nieśli pożar komunistycznej rewolucji w Afganistanie.
Przyznanie igrzysk chińskiemu smokowi nikogo nie powinno w gruncie rzeczy dziwić, wiadomo Chińczycy mają „a lot of money”, a chińskie stadiony zadziwią świat. Ciekaw jestem czy amnesty international zainteresowala się tym, że na nowych stadionach zostawia się wolne „spaces” dla budowy komór śmierci (Chińczycy to praktyczny naród, przecież po igrzyskach dobrej woli i wolności na cuś te stadiony muszą się przydać). Czy postępowych europejczyków wzrusza nędza i terror w Chinach, nie bo kogo to obchodzi. Lepiej już potępiać Polskę, wiadomo, sponsorom to przypadnie do gustu.
Wedlug agencji COHRE w okolicach Pekinu przymusowo wysiedlono okolo 1.5 milionów ludności uznanej przez wladzę za „podejrzaną”.
http://www.cohre.org/

Czemu o tym piszę, dlatego, że ostatnio w PE padają glosy, że nie należy drażnić! komunistyczne Chiny, bo to się odbije na inwestycjach i kapitale. Wygląda, że Polska stala się niejako murowanym „chlopcem do bicia” przez następne 2 lata. Przecież "dzialacze" muszą czymś się wykazać, prawda?
Myślę więc sobie, że za jakiś rok będziemy oglądać ten cyrk w Pekinie, gdzie system niewolniczo-despotyczny będzie promowal swoją wizję rozwoju ludzkości. Mam nadzieję, że harujący14-16 godzin na dobę „wrogowie ludu” poczują się dumni ze swego państwa. Tak samo jak dumni i wolni byli ludzie radzieccy w gulagach Syberii, co tak wychwalali nasi „nobliści” i autorytety. A tak naprawdę to, co nam tam, Chiny gdzieś tam daleko, nas to w gruncie rzeczy nie dotyczy, wkrótce doszlusujemy do postępowej Europy. Na co nam poczucie winy, rachunek grzechów, wspólczucie dla innych. To wszystko takie staromodne, śmieszne, przestarzale.
Trzeba patrzeć na żachód, tam jest postępowa Europa, tam jest ta wymarzona wolność prasy i opinii. Jest też najbardziej postępowa Rada Europy, która wie lepiej co jest zlem, grzechem (tfu… grzechów przecie nie ma), a także odstępstwem od „wiary europejskiej”.
Będzie fajno, igrzyska już za rok