piątek, 6 lipca 2007

Nie można wymagać zbyt dużo od dziennikarzy.


Na swoim blogu Lukasz Warzecha opisuje swoją wycieczkę do Muzeum Powstania Warszawskiego wraz z grupą elit glównie z eurokolchozu.



Byli to eksperci, urzędnicy i kilkoro dziennikarzy z całej Europy i spoza niej, jak pisze pan Warzecha. Podczas tej „wycieczki” nastąpil pewien przykry zgrzyt, ale oddajmy komentarz samemu autorowi:
Wróciliśmy do autokaru, ruszyliśmy z powrotem do Natolina i wtedy niespodziewanie przemówienie przez mikrofon wygłosił Brytyjczyk z Europejskiego Banku Centralnego. Sens przemówienia był mniej więcej taki: „Jestem z pochodzenia Żydem, ale bardzo rzadko o tym mówię. Teraz muszę. Są różne wizje historii, niekoniecznie nieprawdziwe, ale selektywne. Ta, którą właśnie widzieliśmy, była mocno selektywna.
To był przykład nacjonalistycznej dumy. Moja rodzina uciekła z Polski przed prześladowaniami. Jeśli dziś słyszę, że z ponad trzech milionów Żydów po wojnie było w Polsce jedynie nieco ponad 200 tysięcy, to pytam, jaka była tego przyczyna. Faktem jest, że wielu Polaków chętnie wydawało Żydów Niemcom. Że działały mieszane niemiecko-polskie plutony egzekucyjne, które rozstrzeliwały Żydów. I że po wojnie w Kielcach miał miejsce pogrom. Przeszłość nie może przysłaniać przeszłości, zwłaszcza gdy nie można się nią chwalić"
No i jak się wtedy zachowuje nasz pan Lukasz? Oponuje, polemizuje, próbuje coś tlumaczyć, a może zaprzeczać? Nie zgadniecie, oto co zrobil Pan Warzecha, cytuję: Zdębiałem. Otwarta polemika nie miałaby sensu.
Pan Warzecha usiadl na 4 literach i pokornie milczal.
W swoim wpisie autor przyznaje, że większość „turystów” byla przekonana, że jadą do muzem Powstania, ale w warszawskim getcie.

„wielu spośród zagranicznych gości, którzy odwiedzają muzeum, jest przekonanych, że przyszli właśnie do muzeum powstania w getcie. Są niepomiernie zdziwieni faktem, że w Warszawie było jeszcze jakieś inne powstanie, o znacznie większym zasięgu i poważniejszych skutkach”.

Ba większość eurokratów nie ma bladego pojęcia na temat Polski, chyba, że padną haselka typu: antysemityzm, faszyzm, polskie obozy koncentracyjne albo nietolerancja.
Można więc przyjąć, że postawienie kropki nad i przez opisanego Brytyjczyka przywrócilo „wlaściwe” proporcje co do pojmowania ofiar II wojny światowej. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony „polskiego dziennikarza” to w jakimś sensie „przyznanie się do winy” (no bo jeśli się jest bez winy to się protestuje prawda?). A może pan Warzecha balby się skutków jakiejkolwiek polemiki. Kto wie, czy zostalby zaproszony na kolejną imprę z eurourzędasami po takim fau pax jak odklamywanie historii.
Może bal się skargi angola i latki „antysemity”, kto to tam wie do końca. Nie rozumiem jednak co znaczy w tym texcie takie oto zdanie: otwarta polemika nie mialaby sensu. Wnioskuję z tego posta, że „ynteligenci” nie podlegają takim samym prawom jak powiedzmy goście spod butki z piwem, którzy mogliby na przyklad warknąć angolowi. Warknąć coś niekoniecznie politycznego poprawnie i ustawić sytuację w odpowiednich proporcjach. Nie, ludzie wyksztalceni, nie zniżą się do otwartej polemiki z wplywowym angolem. To mi przypomina historię pewnego „ynteligenta”, który gdy pewnego razu jego żona byla obrażana w wyjątkowy paskudny sposób przez dwóch pijaczków, powiedzial cuś mniej więcej tak: ja na takie zaczepki wobec mojej żony nie reaguję.
Co do mnie, to ja angolowi bym odpowiedzial i to tak, że popamiętalby na cale życie, przypominając mu jak wiele Żydzi zawdzięczają Polakom. Zrobilbym to przy tej calej zagramanicznej śmietance, żeby byl większy poglos. Tyle jestem winny mojej rodzinie, która zginęla w Oświęcimiu i Powstaniu Warszawskim.
Ale to ja, a nie ma co za dużo wymagać od dziennikarzy, oni są tylko od „pisania”.

Brak komentarzy: