poniedziałek, 26 listopada 2007

"Cud"


Trzej byli wiceprezesi PiS-u: Ludwik Dorn, Kazimierz Ujazdowski i Paweł Zalewski, nie wezmą udziału w grudniowym kongresie Prawa i Sprawiedliwości.
Napoleon Kaczyński, pytany przez „zawodowych” dziennikarzy, czy marszałkowie: Dorn, Ujazdowski i Zalewski będą uczestniczyć w kongresie PiS, odparł rzeczowo i jednoznacznie: "nie".Co powiedział jeszcze Jarosław, otóż niezbyt dużo: „nie odwieszę ich, bo już toczy się postępowanie dyscyplinarne i jako prezes partii straciłem nad tym kontrolę”. Ile jest w tym prawdy, a ile prawdy dla „dziennikarzy” i publiki, wie tylko sam dowodzący strateg.


Życzę dobrze PiS-owi (wie to każdy, kto czyta od czasu do czasu mojego bloga), ale to co robi prezes PiS-u nie rokuje dobrze PiS-owi jako alternatywie dla PO (zresztą cząstkowe sondaże to potwierdzają). Jeśli PiS miałby się w przyszłości stać nowoczesną partią, coś na kształt partii Republikańskiej w USA, to potrzebuje ludzi z partyjnych skrzydeł, takich jak Zalewski, Marcinkiewicz, czy Marek Jurek. Kaczyński podejmując taką, a nie inną decyzje. traci szansę zbudowania wielonurtowej partii, która jest w stanie współpracować z różnymi środowiskami w Polsce.
Czy mam rację, czy nie, to się okaże już w następnych miesiącach. W tej chwili czeka PiS sondażowy zjazd w dół. Moim zdaniem na własne życzenie, bo i Zalewski z Dornem, to nie żadni „buntownicy”, a i dyskusja w samym PiS-ie nie musi być od razu nazywana „zdradą”. Nikt w gruncie rzeczy nie kwestionuje władzy prezesa. Chodzi bardziej o wewnątrzpartyjną dyskusję, tak to przynajmniej widać z daleka. Jeśli Kaczyńskiemu zależy na zdecydowanym wygraniu następnych wyborów, to powinien otworzyć się na środowiska, które są w centrum wahań politycznych. Nie może to być, takie tylko liczenie na wahadło wyborcze, albo wpadki PO, bo po drodze może zdarzyć się tysiąc nieprzyjemnych niespodzianek.


Dlatego tak ważna jest obecność w PiS-ie takich twarzy jak: Zalewski, Polaczek, czy Ujazdowski, ale o tym J. Kaczyński zdaje się zapominać.
Wygląda, że POpulista Tusk jest szczęściarzem. W polskiej polityce anno domini 2007, nie tylko pomagają mu media, ale także sam Kaczyński. Mogę nie mieć racji, ale tak na dzisiaj, nie wygląda to zbyt dobrze, ani dla prezesa Kaczyńskiego, ani dla PiS-u, a tym bardziej dla Polski.


Cała ta polska polityka budzi obawy. Do dyplomacji, dzięki Sikorskiemu wracają absolwenci MGIMO (absolwenci rosyjskiego wywiadu), prokuratura uniewinnia Mazura, sytuacja w ministerstwach sprawiedliwości i MSW przypomina „wyrzynanie watah”, wracają do władzy sitwy i układy z lat 90-tych. Znowu na grillach i „spotkaniach” będzie się kręcić lody i Rywinować. Na dłoni widać jak potężna jest siła właścicieli III RP, i jak ogłupiony i zmanipulowany jest naród lemingów głosujących na antypis. Ale czy można to zmienić w jeden dzień, skoro w Polsce rządzą ci sami ludzie od ponad 18 lat? Czy można mieć pretensje do "lemingów", które się wpatrzyły w tefałen i zasłuchały w "autorytety fiki-miki"?
Pozostało nam tylko modlić się o prawdziwy „cud”, bo „cud Tuska”, to nie „cud”, tylko rządy „demonicznej szarańczy”. Czyli "Irlandia". Biada Irlandczykom i tym w POlsce i tym w Irlandii.

Brak komentarzy: