czwartek, 22 maja 2008

Reformy rządu nie będzie (kolejny cud Tuska).


Nasz ukochany premier Donald, "słońce Peru", zapowiedział swoim przerażonym ministrom, że w sierpniu nie będzie żadnej rekonstrukcji rządu. Krótko mówiąc cud, kolejny cud, jeszcze parę miesięcy temu, nasz uśmiechnięty Donald z marsową miną zapowiedział rekonstrukcje w rządzie (przekaz jasny, dobry premier, źli ministrowie).


Tak było jeszcze wczoraj, tymczasem dzisiaj stał się „cud”, kolejny „cud słońca lemingów”.


„Premier zapowiedział, że jeśli ktoś czuje się słabo, to sam powinien zrezygnować, a nie w panice czekać na jego decyzję” „Koniec spekulacji, kto odejdzie, zwieramy szeregi i pokazujemy efekty naszej ciężkiej pracy”.


Jak to zakomunikowali nieoficjalnie zaprzyjaźnionemu „Dziennikowi” oficjele z platformy: „reformy nie będzie, znajdźcie sobie inny news”.
Przypomnijmy, jak to niedawno pisały różne pisemka przyjazne gabinetowi Tuska, otóż "w kuluarowych rozmowach między politykami PO i zaufanymi dziennikarzami z pijarowskich mediów, wymieniane były nazwiska najbardziej nieudolnych ministrów „do odstrzału”, takich resortów jak: edukacji Katarzyny Hall, infrastruktury Cezarego Grabarczyka, a także obrony Bogdana Klicha.


Tymczasem zamiast reformy, będzie „kicha”:


„Nie mam wątpliwości, że Tuskowi chodziło o to, by uspokoić nastroje. Tym bardziej że ludowcy lansowali teorię, że jak lecą notowania, to trzeba zrobić roszady”.


Ech ten nasz "obiektywny" dziennik, który nie puszcza opinii publicystów, którzy nie publikują "po linii" pisma. Proszę jak ładnie zrzucił winę na niedobrych ludowców.


To, że Donald jest dobrym premierem, potwierdza jeden z uprzednio przerażonych ministrów:
„Ta sytuacja zrobiła się nie do zniesienia” - mówi nam ważny polityk PO. I dodaje:

„Tusk chciał przeciąć tę falę spekulacji, więc podjął decyzję, że daje oddech wszystkim”.


I jak tu nie kochać Donalda, który dał oddech swym podwładnym, „sytuacja była przecież nie do zniesienia”.


Ta ciągła nagonka medialna, ta presja medialna gorsza niż za Marcinkiewicza, te ciągłe wymagania, żeby ten rząd wreszcie „coś zrobił”! Czy nie żal nam wyborcom, tych wszystkim zastrachanych polityków z PO? Przecież oni mogli być w oPOzycji do końca świata, a tak się POświęcili i bidoki muszą rządzić.


Okazuje się, że PO będzie kontynuowało „politykę miłości” i „normalności”. Czyli znowu to samo, obiecanki cacanki dla lemingów i zero konkretów. Jeszcze parę tygodni te zmiany gabinetowe potwierdzał sam wicepremier Grzegorz Schetyna.
Gaworzył w mediach o dwóch, a nawet trzech roszadach ministerialnych. Według Grzesia miały polecieć głowy najbardziej beznadziejnych ministrów z tego „zarządu” (nie mylić z rządem), a tymczasem będzie polityka miłości a’ la PO. Czyli mącenie i bezruch, lenistwo i pijar, taka błazenada dla medialnej tłuszczy. Teatr pajaców jednym słowem.


Sama deklaracja premiera-zioło nie zaskakuje, to akurat, że to on sam wymyślił tę sierpniową „rewolucję”, nic zupełnie nie znaczy. To była taka pijarowa zagrywka. Sposób został już wielokrotnie przećwiczony, coś się tam zapowie, coś się obieca, a potem cichcem się wycofa z całej awantury. Pismaki zajmą się kolejnym żerem, którego podsypią pijarowcy z PO, a lemingi zapomną. Lemingi mają nienawidzieć PiS i nie myśleć za dużo.

Trwać w swoim osłupieniu miłości i "normalności".


Miały być cuda i są "cuda", premier słońce Peru uratował swoich spanikowanych ministrów i „dał im oddech”.
„By wszystkim żyło się lepiej i było normalnie.” No i fajnie.

Brak komentarzy: